Sporo czasu zajęło mi to by napisać o Mundziu. Ale już trzeba.
Zakochałam się w Edmundzie od pierwszego spojrzenia, od pierwszego smarka... Kochałam, kocham i kochać będę. Tak jak jego wiecznie-tymczasowa opiekunka. Myślę, że stoczyłam o Mundka dobrą, zwycięską walkę, niestety okupioną także życiem Bazyla. Mundziadello był bardzo, bardzo wyjątkowym kotem. Jedynym w swoim rodzaju. Mimo, iż nie został z nami zawsze jak go odwiedzałam był moim synkiem. Zawsze nas witał. Pani Doktor, która się Edmundem opiekowała po raz kolejny będę wdzięczna do końca mojego życia.
Edmund od nas odszedł. Pozostawił ogromną pustkę w swoim domu oraz wielką wyrwę w niejednym sercu.
Pamiętajcie proszę o Mundku, o wiecznie rzężącym Burasie o nieprzeciętnej aparycji i waleczno-zaczepnym serduchu.
Mundziu czekaj tam na nas razem z Tyldzią, Roderyczkiem i innymi kociastymi [*]
