Kolejny dzień za nami. Znaczy się wczorajszy.
Dziś zerknęłam na pisaninę wieczorno-komórkową i mnie wstyd ogarnął. Nie widziałam ile naklepałam literówek.
Silverek siedzi w klatce. Nie buntuje się. Zjadł deczko chrupali i Gumrecika pochłonął. Kuwetka zaliczona w dwóch wersjach. Grzeczny chłopczyk z niego. Ale i tak mało je jak dla mnie.Prawie wcale nie pije. Ma okropną nadżerkę w pysiałku co ból mu sprawia. Okazał się miziakiem i szlag mnie trafia ,że tak się bardzo mnie bał jeszcze w tamtym roku. Gdyby nie moja rwa już grzałby tyłek u nas dawno.
Jego historia jest smutna. Mimo pełnych misek kot umierał z głodu. W tym rozgardiaszu domowo-kocim dopiero dziś zadzwoniłam do karmicielek i powiadomiłam ,że kot u mnie. Antybiotyk bez problemu mu do pysiałka pcham.
Vanilka grzeczniusia. Kuwetke też zalicza perfekcyjnie. Kotów nie znosi. Ale i nie atakuje. Pinecha cięgiem przemyca swe ciałko do łazienki. Mruczy Vanilka jak rasowy motorek, nadstawia łepinę pod rękę, skubie żarcie ile razy ją się głaszcze.
Hryenusia nas zaskoczyła wczoraj. Nie ma nic piękniejszego ( no... nie wliczając mnie) od bawiącego sie kota. Zameldowała sie w pokoju i toczyć kulkę w tunelu postanowiła. Delikatnie, zestrachana jeszcze . Ale pierwsze kroki poczyniła już. Pinesia ruszyła łepinkę jej wymyć. To młodziusi kot. Powinna skakać i bawić się. A ona taka poważna.
Mialam kilka dziwacznych telefonów o koty. Nie wiem czy ja taka przytomna czy świat powariował. Dzwoni pani powołująca sie na wcześniejszą rozmowę . Ona zdziwiona ,że nie pamietam. Ja jeszcze bardziej. W łepetynie szare co nie co klepie sie od czachy do czachy... ale NIC sobie nie przypomniały. Bo TAKIEJ rozmowy nie było. Umówiłyśmy się jednak na wieczorne pogaduszki. W pracy byłam i rozmawiać nie dało rady. Co pani usłyszała jako wyjaśnienie . Na umowie się zostało ,bo kontaktu wieczorem nie było. To był czwartek. W niedzielę dzwoni jakaś namolna pani- okazuje się ,że ta sama. Powłując się na naszą rozmowę ,pyta o której godzinie może przyjechać kota obaczyć. Ponoć się umawiałyśmy w czwartek

,że zawita w niedzielę. A ona za godzinę być może. Deczko sie zjeżyłam. Ona też. Niestety, nic z takich numerów nie przejdzie. My do weta i na urodziny .Obie te czynności trudno było i tak pogodzić. A o gościach tym bardziej nie marzyłam. Co też pani usłyszała. O tym ,że jakoś sie mija w ustaleniach też.
To nie był pierwszy taki telefon, mail...
Pisze sobie insza pani, gdzie można kota w Otwocku wykastrować . Darmo. W tle sugestia ,że chętnie by u mnie przetrzymała i to "na zawsze" bo sama ma psy. Odesłałam ja gdzie dało . Nie dokońca zadowolona była ale podziękowania złożyła.Na zapytanie jak na mnie trafiła, bom tylko osoba prywatna oświadczyła ,że w google wklepała Otwock, organizacje pomagające kotom. I... ja wyskoczyłam. Wiec pani jak w dym.
Koniec świata nastąpił CzyCo?