Wieje chłodem, wieje śniegiem...Wszędzie zimnica się wdziera. Koty przykulone. Jedzenie , jak wróciłam zebrać miski ,przez to cholerne wietrzysko zamarzło. Wsypałam suche lepsiejsze. Kochaś zabiedzony, chory; jutro już będę mieć antybiotyk.Sekutnik i pingwin nie stawiają się od dwóch dni. Jakiś nowy czarny kot jadł chrupki i udawał,że mnie nie widzi. Piwniczniak rozespany bardzo wyszedł leniwie ziewając nonszalancko. Chyba nawet nie wychodzi na łazęgi. Gęgał popędzając mnie.
Zmarzłam, przewiałam się i mam w promocji migrenę. Totalną mega migrenę.
A jak mam migrenę to nadchodzi czas użalania się nad sobą.
Jakam biedna, jakam głupawa bo te koty dyndam, jak mi uroda dała nogę w kosmos bez zapowiedzi i oponka się pokazała, jak butów na fajnym obcasie nie moge kupić, a do sklepu pudru nie dowieźli... Cieżko żyć...bez pudru

Idę sobie procha rozpuscić i załączyć serwer. Może po resecie zainstalują się dobre chęci do pracy. Choć deczko mi ich potrzeba.
Tosia drze ryja i migdali się.Nockę darła się całą. Koty maja jej dość. My też. Skupienie się Tosi na "chceniu chłopa" nie przeszkadza jej być wybredną w jedzeniu. Tylko saszetka Felixa może być spożyta przez Tosię.Inne są dla plebsu co to byle puchą się zadowoli. Tosi najlepiej drze sie ...na blacie kuchennym. W zasiegu łyżek, noży i widelców jej chcenie nabiera na sile. Aż się boję co w jej łepetynie siedzi jak jej takie aksesoria potrzebne.
Wczoraj dała nam troszkę spokoju bo odkryła mroczny świat za oknem. Zamarła gapiąc się na światła samochodowe w połowie miauku z rozdziawionym pysiem. Ufff...cisza jednak boli.
Bisio jakby lepiej. Dostał michę pod nos i przestraszył się na początku .Nie nawykły jest kocik do takich uprzejmych gestów.Jednak chmara kotów wpatrujących się w jego lepsiejsze jedzenie (Felix) dała mu kopa do jedzenia.
A tak dzień jak co dzień. Tylko wieje, tylko zimno i znów mam migrenę.