Wiesz - miałam babki, co chciały do adopcji kota - miał być raczej czarny, żywiołowy, ale nie zaczepny, bo chciały dokocić do starszej kici, która z nudów miewała głupie pomysły. Mało brakowało a adopcja nie doszłaby do skutku, bo ciągle coś wyskakiwało i zaczynałam wierzyć w palec losu mówiący "nie, nie". Ze 2 miesiące po adopcji spotkałam jedną z nich, pytam co u kociaka, a ona mi na to że się rozmnożył. Ja oczy jak spodki a ona mi klaruje - wracała z pracy do dom i na schodach był czarny szczupły kitek. Pomyślała, że ta druga drzwi nie dopatrzyła i kotuś zwiał, więc kota pod pachę i do domu. A tam razem ze starszą kocią damą wita ją rozrabiaka

. Ale to już nie wywaliła, nie oddała do schroniska, tylko wzięła na dobre, wykastrowała i bardzo sobie chwali. Kocia babcia też się przy młodzieży ożywiła, zwłaszcza, że mogła tylko podziwiać lub brać udział w harcach - wedle woli.
Jasne, że czasem zostają u nas te tymczasy - niestety czasem na zawsze. Ale nieraz po dłuższym czasie koty, o których byśmy nie powiedzieli, że znają sobie kogoś - trafiają takie domy, że klękajcie narody

. I wtedy kota, o którym w cichości ducha myślało się "ten cholerny odkurzacz" znajduje dom, któremu nie przeszkadza, że gościu nie ma już 3 miesięcy tylko raczej 3 lata, że jest cokolwiek grubawy i jak się zdenerwuje, to wylizuje brzuch do goła i świeci krwawymi plamami pod szyją; a na dodatek jest uczulony na wołowinę - tylko go tuli, pieści i karmi najlepszą karmą, zapewniając odpowiednią ilość ruchu, by się ich skarbeniek nie otłuścił zanadto i pod niebiosa wychwala jego urodę, inteligencję i urok osobisty

. I takich domów nam trzeba
