Lepiej zacznę od początku.
Wczoraj wieczorkiem wracałam z Nero z kąpieli stawowej.
Po drodze spotkałam Kamę i jej koleżankę Kasię.
Idziemy sobie spokojnym krokiem. Mamy już się prawie rozchodzić do domów i nagle czujne ucho uslyszało pisk. Pisk był na tyle charakterystyczny, że było wiadomo, że maly kociak woła o pomoc.
Więc cóż robić. Oddałam moje bydle w ręce Kamy i ruszyłam w kierunku dźwięku.
Dźwięk został zlokalizowany na drzewie. Małe Czarne Z Wielkimi Oczami. Siedziało i płakało.
Tak więc obudziłam - chyba- właścicielkę ogródka i poprosiłam o zgode na wejście na jej teren. Po obustronnym obsadzeniu drzewa, ambicjonalnym podejściu do dwóch chłopaków oglądających nasze wyczyny z pozycji ławki, kociak został ściągnięty.
Małe Czarne Z Wielkimi Oczami natychmiast wtuliło się delikatnym ciałkiem w moją rękę - oplotło łapkami i postanowiło się nie ruszać, wydając płakliwe dźwięki od czasu do czasu.
Po przejściu całej ulicy, obudzeniu dużej ilości osób, przeprowadzeniu śledźtwa i uzyskaniu całej tony dobrych rad, zostałyśmy z Malym Czarnym Z Wielkimi Oczami na ulicy.
I co robić??
Cóż, pomyślałam o trzech najżyczliwszych duszach, które w miarę swoich możliwości zawsze służyły mi swoją pomocną dlonią.
Zadzwoniłam do Elizki. Nie pamiętam jaki miałam ton głosu, ale Małe Czarne Z Wielkimi Oczami idzie jutro do cioci Elizki na przechowanie, do czasu znalezienia rąk wokół których można się opleść snując rozkoszne opowieści.
Ale do tego czasu szkrabik kochany przebywa u Marg - Archiesy w łazience.
Marg poinformowałam dzisiaj, bo przebywa u rodziców na wypoczynku, a ja będąc świnią w pełnej rozpczy nie miałam gdzie szkrabika podziać.
Tak więc Małe Czarne Z Wielkimi Oczami Co Piękne Opowieści Snuje szuka domku. Bardzo bardzo szuka domku. Bo ciocia na wakajce wyjeżdża w połowie sierpnia.
Zdjęcia będą, jak tylko dorwę kogoś z cyfrówką.
Małe Czarne nie ma ni białego włoska i na moje "wprawne" oko jest panienką.