Bosh, jaka akcja dzisiaj byla z tym kociszonem...
W nocy zaczal wychodzic z budki, wymiotl miseczki do czysta, ale jak tylko weszlam do lazienki, to myk z powrotem do kryjowki, i chory obloznie, tylko nochala wystawia
Patrze, na obolalej lapce zaczyna stawac, ale nie ma tak dobrze, kolego kocie, do lekarza pojedziesz tak czy siak
Rano Junior wszedl z transporterem, ja odwaznie

przytulona za Jego plecami, a Zorro myk i znow znika w budce. Nie pozostalo nic innego, jak caly ten drewniany domek z kotem w srodku, wiezc do weta.
Otwor zaklinowalismy wielka latarka, i przetransportowalismy do autka, po drodze pertraktujac ze strozem, ktory jak lew chcial bronic budki
Stawilismy sie u weta, jak wesola wycieczka
Doktor wyjal "korek" z otworu, a kot w najciemniejszym kacie sie skulil, i wyjsc nie chce. A lekarz wiele sie nie zastanawial, tylko przyniosl kombinerki, zawolal asystenta, i po wyjeciu kilku gwozdzi oderwali kawalek dachu, szybkim ruchem wyjal kiciucha na stol, i trzymal chwytem karku, a z Zorro nagle zrobil sie baranek
Fakt, ze to byla tylko jakas cienka plytka, ale i tak mi zaimponowal
Ale do rzeczy:
Na szczescie nie ma zadnego zlamania, zwichniecia, w stawach ok, tylko lapka jest porzadnie obita
Ran zadnych tez nie ma, wiec chyba musial sie po prostu z czyms brzydko zderzyc, albo w jakies drzwi ja wpakowal. Opuchlizny tez nie bylo, ani uszkodzen poduszek.
Dostal srodek przeciwbolowy. A skoro juz tam bylismy, dostal jeszcze tabletke odrobaczajaca, Stronghold na kark, i to szczepienie, ktore Sisiula dostala w lutym, chociaz wg weta Zorro ma ok 3,5-4 lata.
No i kicius padl plackiem przez te zabiegi, i juz mu sie nie chcialo ani walczyc, ani uciekac.
Na powrotna droge pozyczylismy od weta transporter, ktory jutro odwioze. Dostalam tez druga tabletke, ale nie mam pojecia, jak tego dokonam...
Junior z kolega naprawili domek, zmienili wysciolke, i postawili na parkingu, w kacie przy garazach, gdzie zawsze stala.
Miejsce dosyc ok, bo pod dachem, i osloniete od wiatru.
Dowiedzialam sie, ze ten domek zrobili dla kotow sasiedzi z domu obok
Postanowilismy przeniesc tam rowniez stolowke, bo w komorce teren juz tak oznaczony, ze moi sasiedzi zaczynaja "szumiec".
Reszte dnia kotek spedzil w lazience, w otwartym transporterze, i byl osowialy az do wieczora. Teraz domaga sie wyjscia, ale przetrzymam go chociaz do jutra, bo po tym zastrzyku chyba jednak jest jeszcze troche oslabiony. Zjadl kolacje, nasioosial na podloge, i wyglada na to, ze i lapka jest w lepszej formie.
I wlasciwie nie wiem, co jeszcze moge zrobic...