Oczywiście, że żmija może zrobić krzywdę kotu! Jad żmii nie jest może groźny dla życia zdrowego, dorosłego człowieka, ale wystarczy, żeby zabić psa czy kota. Takie przypadki zdarzają się każdego roku!
Jeśli ktoś mieszka w okolicy, w której często pojawiają się żmije, najlepiej w ogóle nie wypuszczać kota bez kontroli. Psa można nauczyć, żeby nie zbliżał się do węża - z kotem trudniej. Jeśli jednak kot wychodzi, trzeba po prostu bacznie go obserwować i jeśli coś nas zaniepokoi - bezzwłocznie szukać pomocy weterynaryjnej. Należy przy tym zachować spokój oraz maksymalnie uspokoić i (w miarę możliwości) unieruchomić kota. Jeśli to możliwe - wezwać weterynarza na wizytę domową (to oszczędzi kotu stresu). Nie należy manipulować przy ranie, tamować krwawienia, wysysać jadu, okładać zwierzaka lodem, zakładać opaski. To może tylko zaszkodzić! Wystarczy zapewnić kotu spokój i czekać na weterynarza.
W przypadku pokąsania zawsze na ciele zwierzaka są charakterystyczne punkcikowe ranki, ale w gęstym kocim futerko łatwo je przeoczyć. Łatwiej zaobserwować efekty działania jadu. Są one różne, o różnym nasileniu, nie muszą wystąpić wszystkie. Należą do nich: nadmierne krwawienie, zaczerwienienie skóry, bolesna opuchlizna w miejscu ukąszenia, obrzęk okolic pyszczka, osłabienie, nudności, wymioty, niskie ciśnienie, hemo- lub mioglobinurię (siusianie na czerwono, "krwią"), drgawki, niedowłady, zasłabnięcia, wstrząs czy w końcu śmierć. Objawy mogą wystąpić w ciągu 30-60 minut po ukąszeniu, albo mieć opóźniony początek - nawet 24-72 godziny po zdarzeniu. Jeśli więc wiemy (podejrzewamy), że kot został ukąszony, a jednak czuje się dobrze - i tak trzeba skontaktować się z weterynarzem i poddać zwierzaka obserwacji.
Kwestia surowicy jest dyskusyjna (raz, że mało który weterynarz ją ma, dwa - jest robiona z surowicy końskiej i podanie jej wiąże się z pewnym ryzykiem), ale możliwości działania weterynarza - wciąż bardzo duże. Zawsze trzeba więc skontaktować się z zaufaną lecznicą.
Dobrze też wiedzieć, że ukąszenia bywają różne. W części przypadków (niektóre źródła podają, że aż w 10-25%) jad w ogóle nie zostaje wpuszczony do rany - to tzw. ukąszenia suche. Nie znaczy to, że jeśli nie widzimy żadnych niepokojących objawów, o sprawie można zapomnieć - wciąż możliwe, że jad jednak był, ale kot JESZCZE na niego nie zareagował. Poza tym w miejscu ukąszenia może dojść do zakażenia (żmije nie myją ząbków przed pójściem spać

). Ponadto stężenie jadu bywa różne, w zależności m.in. od pory roku czy wieku gada. Najniebezpieczniej jest wiosną.
Na koniec przypominam, że żmija zygzakowata (jak i wszystkie inne gady naturalnie żyjące w Polsce) jest pod ochroną i w żadnym wypadku nie wolno robić jej krzywdy. Jeśli nawet ukąsiła naszego kota - to wyłącznie z naszej winy! To do nas należy przewidywanie niebezpiecznych sytuacji, w których mogą znaleźć się nasze zwierzęta i zapobieganie im. Żmije chcą po prostu żyć tak jak żyły na tych terenach od setek i tysięcy lat.