Kicia ma domek!!! :)))))

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt cze 13, 2003 17:11 Kicia ma domek!!! :)))))

:dance: Pewnie się rozpiszę, ale tak się cieszę, że mam ochotę wycinać hołubce!!! :dance2:
Otóż... moja Kissa jest u mnie w dużej mierze z powodu pewnej kici daleko, daleko stąd.
Kicia jest we Włoszech, bezdomna, stołująca się często u mojego kuzyna, tam mieszkającego na stałe.
Pierwszy raz usłyszałam o niej 3 lata temu, będąc tam na wakacjach. Kuzyn co wieczór wystawiał za drzwi jedzenie dla kota, albo prosił o to nas (przebywających tam licznie "wakacjowiczów"). Przez ok 10 dni pobytu kici nie widziałam ani razu - z powodu "wakacjujących" wspólnie z nami dzieci, skądinąd grzecznych i b. dobrze wychowanych, ale przez rodziców,którzy zwierzęta co prawda szanują i nawet hodują, ale... tylko w celach konsumpcyjnych. Dzieci pewnego wieczoru doniosły, że pod domem pętał się jakiś kot, ale już go pogoniły, więc wszystko jest OK. :strach:
Poł roku poźniej pojechałam tam na ferie zimowe, i od razu w pierwszy dzień zawarłam bliższą znajomość z kicią. Prześliczna! Szara, pręgowana, drobna. Wystarczyło, że do niej zagadałam, a miałam ją już pod nogami, łaszącą się, ocierającą, mruczącą. Co dziwne, byłam tam z koleżanką,
która, jak twierdzi, "nie przepada za kotami" (Ha, ha!!! Chyba zmieniła zdanie, od kiedy moja Kissa za pierwszym razem zrobiła sobie z niej materacyk :ryk: ). Kicia nigdy nie łasiła się do koleżanki, która "nie przepadając za kotami" "kicikiciała" na równi ze mną. Po kilku dniach, kicia widząc mnie albo kuzyna, dopadała do naszych nóg, padała na plecy, tarzała nam się pod nogami, po czym podnosiła się, i plącząc się między nogami goniła za nami, żeby zrobić to samo znowu... Kiedy wychodziłam z domu, kicia przybiegała skądś, słysząc trzaśnięcie drzwi, po czym chodziła za mną jak piesek, czekając na mnie, kiedy wchodziłam do sklepu.

A! Gwoli wyjaśnienia dodam, że jest to maleńkie typowe toskańskie średniowieczne miasteczko, zbudowane na ponad 600 metrowej "górce", jego "górna połowa" jest niedostępna dla samochodów, uliczki mają ok. 1m szerokości, a te bardziej strome zbudowane są z końskich schodów.
Mieszkańcy to w większości starsi ludzie, dzieci i młodzieży coraz mniej, wszyscy się znają, więc koty żyją sobie spokojnie i bezpiecznie. Większość domów jest już niezamieszkała, więc miejsc, w których koty mogą sobie spokojnie żyć jest sporo. Prawie wszystkie mają właścicieli, ale chodzą wolno, przez nikogo nie tępione.


Pierwszą próbę pogłaskania kici okupiłam krwawo...Ale wyjeżdżając po dwóch tygodniach, żegnałam się z nią głaskami po brzuszku.
Po kolejnym pól roku pojechałam tam znowu i tym razem zostałam na dłużej - miałam cały rok urlopu :D . Kiedy wychodziłam z domu i zakiciałam, kicia w szalonym galopie przybiegała i padała mi u nóg na plecy, wystawiając brzuszek. Tak samo zachowywała się w stosunku do mojego kuzyna, ale nikomu innemu nie dawała do siebie podejść, mimo, że osób, łasych na jej względy nie brakowało - u kuzyna stale jest pełen dom gości z PL - większość z nich normalna, często stęsknieni za swoimi futrzakami zostawionymi w domach.
Kiedy wychodziliśmy na dłużej z domu, kicia zazwyczaj odprowadzała nas do samochodu, a po powrocie witała nas rzucając nam się pod nogi.
Kiedyś wyjeżdżaliśmy na kilka dni, i nie wiem skąd kicia to wiedziała (w sumie... widziała przecież bagaże), ale... wpakowała nam się do bagażnika! :roll:
Spędziłam tam prawie cały rok, "wpadając" w międzyczasie na chwilę 3 razy do PL.
Kiedy raz byłam w domu, kuzyn oznajmił mi, że kicia jest ZDRAJCĄ (tak ją niestety nazywa do tej pory :? ), bo wyniosła się od niego do Niemców, którzy kupili mieszkanie w pobliżu i spędzają tam cały wolny czas.
Kicia ma pod ich domem swoje miski, a do kuzyna nawet nie zaglądała. A któregoś dnia kuzyn zauważył Nieców schodzących z walizkami do samochodu... a po 5 minutach za nimi przyszła kicia.
Kiedy ja tam byłam, nawet kiedy byli Niemcy kicia stołowała się u nich, ale przybiegała na każde moje "zakicianie".
Godzinami przesiadywałam na schodkach pod drzwiami, w cieniu, z kawą i dobrą książką. Kicia zawsze czytała ze mną, pchając mi się na kolana i gadając bez przerwy. Wszyscy przechodzący ludzie się uśmiechali :P i dziwili - mówili, że to jedyny w miasteczku kot, który do nikogo nie podchodzi.
Żal mi było kici kiedy było zimno albo padał deszcz - kuzyn niestety nie pozwalał wprowadzać jej do domu :( (no, parę razy ją cichcem przenocowałam na strychu w czasie burz, a kicia tez inteligentna - ani razu nie zdradziła się, że jest w domu :wink: ). Zauważyłam, że kicia boi się ciemności - po ciemku bała się jeść nawet, kiedy wynosiłam jej jej ulubione przysmaki - zamiast jeść z lękiem oglądała się za siebie. Dopiero kiedy ja stawałam niejako "od zewnątrz" i zasłaniałam ją od "wrogów" na zewnątrz, połykała jedzonko.
Przesiadując tak z nią na schodkach myślałam sobie, jak fajnie byłoby mieć taka kicię... Myślałam też o niej... ale JAK przetransportować wolno (i całkiem nieźle) żyjącego kota o 2000 km??? I zamknąć w mieszkaniu - a jeśli się nie zaadaptuje??? Co wtedy miałabym z nią zrobić??? Różne myśli chodziły mi po głowie.
Pod koniec sierpnia wróciłam na dobre do domu, kuzyn oczywiście nadal ją dokarmiał, ale... w październiku musiał wyjechać... na dłuuuugo. Prosił ludzi z miasteczka, żeby zadbali o kicię (zresztą zawsze, kiedy wyjeżdżał choćby do Polski, kicia znajdowała sobie opiekunów). Kuzyna nie było prawie 8 miesięcy... prawie z nikim nie miał kontaktu, a kiedy udawało mu się zapytać o kicię, słyszał tylko, że ktoś ją gdzieś widział.
Teraz kuzyn wrócił. Pierwsze dni - ani śladu kici. Na 3-ci dzień ją zobaczył. I... rozmawiał z jej WŁAŚCICIELKĄ !!!!!! :dance: :dance2: Okazało się, że sąsiadka, która widywała tak często kicię u mnie na kolanach, po wyjeździe kuzyna postanowiła ją przygarnąć - 2 miesiące zajęło jej przekonanie kici, że w domku będzie jej dobrze.
Teraz kicia ma wygodny domek, dobrą panią, wychodzi kiedy chce i wraca kiedy chce, ale kiedy się sciemnia, zawsze przybiega do domu. Ma zawsze pełną miskę, potrafi wzgardzić rybą (która nie jest tam najtańszym pokarmem dla kota, ale fakt - zawsze była wybredna).
Jak ja się cieszę!!! :D Wiedziałam co prawda, że kicia z głodu nie zginie, bo ludzie tam dbają nie tylko o swoje koty, poza tym wiedząc, że kuzyn dokarmiał kicię, starali się go zastąpić i podobno przynosili jej jedzenie nawet w to samo miejsce, w ktorym karmił ją kuzyn.
Ale tak przymilna i potrzebująca bliskości kicia, taka gadatliwa pieszczocha na pewno bardzo tęskniła za kimś na stałe i za dobrym domkiem!!!
Wiem, że okropnie się rozpisałam, ale tak strasznie się cieszę, że jeszcze jeden sierściuch, nawet tak daleko, jest szczęśliwy i bezpieczny!
W dodatku kuzyn za kilka miesięcy wyprowadza się stamtąd, więc tym bardziej się cieszę, że kicia ma tak dobrze. :catmilk:

Parę zdjęć kici jest na stronie Kissy (adres w podpisie), na ostatniej stronie ("La gattina di Boccheggiano")
Kicia ani w czasie moich pobytów, ani wcześniej wg mojego kuzyna nigdy nie przyprowadziła młodych ani nie pojawiła się "z brzuchem".
Być może jest wysterylizowana - wg przepisów obowiązujących we Włoszech służby weterynaryjne mają obowiązek reagować na sygnały od "gattar" ("kociar"), czyli naszych "karmicielek" (których działalność jest tam niejako zalegalizowana)
i wyłapywać koty chore i młode (bądź odbierać je już wyłapane od "gattar") i leczyć, szczepić, kastrować i sterylizować, po czym dostarczyć w to samo miejsce, w którym zostały złapane.
To wszystko na papierze, rzeczywistość bywa inna - oczywiśćie brak pieniędzy. W dużych miastach zycie kotów jest zbliżone do naszej rzeczywistości, ale w małych społecznościach koty są szanowane, w najgorszym razie - traktowane obojętnie.
Nie widziałam kotów wychudzonych, zaropiałych, wyraźnie chorych. Koty nie uciekają przed ludźmi. A ludzie albo do nich zagadują, albo omijają leżącego na środku przejścia kota, nie kopiąc, nie płosząc.

Kiedy zdecydowałam się na przygarnięcie kociego bidulka, miałam nadzieję, że będzie dziewczynką, choć trochę podobną do "mojej" kici - przymilną, gadatliwą, pręgowaną.
Jadąc po Kissę nie wiedziałam, jakiej jest płci ani jak wygląda. I JEST - co prawda nie szara, ale pręgowana, gadatliwa, przymilaśna straszliwie
Ostatnio edytowano Pt cze 13, 2003 17:35 przez ani, łącznie edytowano 1 raz

ani

 
Posty: 3491
Od: Pon mar 10, 2003 23:31
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pt cze 13, 2003 17:30

Bardzo miła opowieść 8) Dzięki :D

A włoska, kocia rzeczywistość... jasne, też nie raj, ale i tak – inna cywilizacja :(

Estraven

 
Posty: 31460
Od: Pon lut 04, 2002 15:30
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt cze 13, 2003 17:57

Ślicznie napisane. Też się cięszę.

Dorcia

 
Posty: 1205
Od: Sob lis 02, 2002 17:53

Post » Pt cze 13, 2003 19:06

Bardzo przyjemna lektura :D
I te schodki ... z książką i kotą u boku :D coś na dzisiejszy ciepły wieczór.

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19844
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt cze 13, 2003 19:31

ani, dzięki za taką ciepłą opowieść :D

Hana

 
Posty: 10128
Od: Pon lut 04, 2002 15:36

Post » Pt cze 13, 2003 19:45

Ciesze się bardzo!
:D
www.fundacjafelis.org
na FB: Foondacja Felis
KRS 0000228933 - podaruj nam 1%

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

Post » Pt cze 13, 2003 23:12

Ja tez sie ciesze razem z Toba :D

Beata

 
Posty: 31551
Od: Nie lis 03, 2002 18:58

Post » Sob cze 14, 2003 6:22

Ciesze się bardzo!
Ciesze się bardzo!
Ciesze się bardzo!
Ciesze się bardzo!
Ciesze się bardzo!





Danke :lol: :lol:
Obrazek

Soldier

 
Posty: 95
Od: Pon kwi 07, 2003 15:15
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob cze 14, 2003 9:26

Super opowiesc :)

moni_citroni

 
Posty: 6548
Od: Czw sty 23, 2003 19:17
Lokalizacja: Europa ;)

Post » Śro lip 23, 2003 16:15

Widzialam kicie :!: :D :D :lol:
Wyglada suuuuper :!:
I jest jeszcze piekniejsza, niz przedtem!
Przyjechalismy tu prawie tydzien temu, w piatek. Od razu zaczelam kiciac, i..... nic.
Kicialam tez pol soboty, w koncu poszlismy do nowego domu kici. Po drodze spotkalismy jej nowa pania..... hm.... raczej nowa sluzaca.
Powiedziala, ze w listopadzie kicia przyszla do niej, straszliwie miauczac (moj kuzyn wyjechal stad pod konic pazdziernika). Dala jej to, co miala - spaghetti. Kicia rzucila sie na nie i, jak powiedziala jej "pani", nie jadla, a pochlaniala :!: Potem zaczela juz przychodzic regularnie, pod dom. A po dwoch miesiacach weszla w koncu do domu. I od tej pory jest jego pania - jak mowi jej karmicielka. Teraz nie raczy jesc nic oprocz karmy dla kotow z puszek. Wyleguje sie na fotelu :D
Jej pani mowi, ze kicia, kiedy jest poza domem, przychodzi natychmiast, kiedy uslyszy jej glos, i chodzi krok w krok za nia. Ze mna bylo tak samo!
Ale nie daje sie jeszcze glaskac. Mysle, ze to przyjdzie z czasem, mi pod kociec pozwalala sie nawet czesac :D
Kiedy przyszlismy, kicia byla na zewnatrz. Jej pani zaczela ja wolac, i kicia po chwili sie odezwala. W koncu wylonila sie na wysokim na 3 metry murku. Kiedy mnie zobaczyla, zaczela przerazliwie, rozdzierajaco miauczec. Usilowala zejsc, ale sie bala. Ryczala straszliwie! W koncu okrezna droga podeszlismy do przejscia, z drugiej strony podeszla kicia. I wtedy... nie tylko przestala miauczec, ale odwrocila sie tylkiem do mnie i ostentacyjnie polozyla tylem :!: Jej pani wziela ja na rece, ale kiedy ja podeszlam, kicia sie wyrwala, odeszla pare krokow i polozyla sie - znowu tylem do mnie! Pogadalismy z pania o odeszlismy troche, a kicia za nami. Stanelam, odwrocilam sie, a kicia buch na ziemie, tylem do nas i udaje, ze nas nie zna :lol:
Nie bylam tam od tamtego czasu, ciagle gdzies jezdzimy i wracamy wykonczeni, chce dzis sie tam przejsc i zrobic kici zdjecia. Wyglada super i przytyla, chociaz nigdy nie byla chuda :lol:
Tylko bede musiala zaczekac na wieczor, bo teraz slonce nie daje zyc. Takich upalow nawet najstarsi mieszkancy Boccheggiano nie pamietaja, tu ledwo sie daje wytrzymac, chociaz w porownaniu z innymi miejscowosciami jest super, bo na wysokiej gorze, jest ciut wiaterku i z 10 stopni chlodniej, niz na dole.
Jej nowa pani traktuje nas troche jak wlascicieli jej kota, a ja z kolei jestem jej baaaaaardzo wdzieczna za to, ze tak sie kicia zaopiekowala! Dobrze, bo jesienia kuzyn sie wyprowadza, a kicia bedzie miala dobry, bezpieczny domek! Tam, gdzie mieszka, samochody juz nie dojezdzaja, tutaj zreszta tez nie, wiec nie powinno jej nic grozic.

ani

 
Posty: 3491
Od: Pon mar 10, 2003 23:31
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw lip 24, 2003 13:02

w ubiegłym roku w Vieste przyplątała się do nas mała kotka.Ubarwiona poodobnie jak opisana Kicia tylko z różowym noskiem.Nazwałam ją Pinky . :) :kitty: Była bardzo dzika,nieufna nie dawała się pogłaskać ,ale co rano czekała na mnie obok stołu wystawionego przed dom na talerzyk mleka i dobre kąski .Mój mąz żartował,że mam kota na punkcie kota i wszędzie muszę mieć kota.Wieczorem gdy wracaliśmy z plaży tez czekała przycupnięta przy drzwiach.Mam nadzieję ,że to co piszesz o tolerancji dla kotów się sprawdziło i kolejna rodzina wynajmująca dom nie przeganiała Pinky tylko ją dokarmiała.Było mi smutno wyjeżdzać bo domyślam się jaką Pinky zrobiła zdziwioną minę gdy zastała drzwi zamknięte i pustą miskę . :cry:
Pozdrawiam Lilka :kitty:

lilka

 
Posty: 277
Od: Śro lip 02, 2003 7:53
Lokalizacja: Katowice

Post » Sob sie 23, 2003 21:28

Wróciłam wczoraj, jeszcze się nie mogę nacieszyć moją Kissą.
Tytułową kicię widziałam jeszcze raz, zachowała się podobnie, jak za pierwszym razem.
Nie chodziłam tam więcej, bo jej nowa Pani traktowała nas jak "prawowitych" właścicieli kici, tłumaczyła się, że kicia ma dobrze, chciała pokazywać, gdzie kicia sypia, co je, czułam się, jakbym przeprowadzała inspekcję. Kicia nigdy nie przyszła pod nasz dom - to znaczy - że jest jej u siebie dobrze. Kuzyn widział ją raz na "mieście", ale nie podeszła do niego.
Za to kumpel kici, jedyny kot, którego nie tylko tolerowała, ale wyraźnie się przyjaźniła, zaczął u nas bywać codziennie. Nie po jedzenie - prawie nigdy nic nie chciał jeść. Przychodził na pieszczoty. I tak, jak poprzednio kicia, siadywał ze mną na schodach i podstawiał się pod rękę. Któregoś razu, kiedy przestałam go na chwilę głaskać, odwracając stronę w książce - poczułam na ręce ugryzienie - chwycił mnie zębami i przyciągał, żeby go dalej głaskać :D
To kicior w całej okazałości - pod domem:
http://koty.rokcafe.pl/upload/GattoBoccheggiano.jpg
http://koty.rokcafe.pl/upload/GattoBoccheggiano2.jpg
http://koty.rokcafe.pl/upload/GattoBoccheggiano3.jpg
http://koty.rokcafe.pl/upload/GattoBoccheggiano4.jpg
Niestety tym razem było zbyt gorąco, żeby wysiedzieć na schodach - prawie cały dzień jest tam słońce, a tegoroczne upały były nie do zniesienia.
Spotkałam mnóstwo kotów - i jak zawsze - zachwycałam się tym, że prawie żaden z nich nie uciekał na widok obcego człowieka, większość pozwalała się głaskać, nie widziałam kotów wychudzonych, zabiedzonych, chorych.
Niektórym zrobiłam zdjęcia - większość jest jeszcze nie wywołana.
Zachwycałam się umaszczeniem kotów - widziałam wiele przepięknych, z bardzo wyraźnym rysunkiem, szczególnie jeden maluch mi się spodobał - ze "ślimakami" na boczkach, ciemno szary, mam nadzieję, że zdjęcia wyjdą, chociaż było ciemno.

ani

 
Posty: 3491
Od: Pon mar 10, 2003 23:31
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie sie 24, 2003 7:02

Dopiero dziś przeczytałam cały wątek. Piękna opowieść. :D Na słoneczny niedzielny poranek u progu indiansummer...
[url=http://www.TickerFactory.com/]
Obrazek
[/url]

lady_in_blue

 
Posty: 6164
Od: Pon kwi 22, 2002 10:35
Lokalizacja: Wola

Post » Nie sie 24, 2003 10:25

Piekne kocie opowiadanie :lol:
I taka moja refleksja...czy dozyje czasow, kiedy w naszym pieknym kraju bezdomne zwierzeta tez beda traktowane z naleznym szacunkiem...
:roll:
Malgorzata,
Wieslaw, Matylda, Bazyli za TM, Rozalia, Kazio,Iwan i mala Klara
Obrazek

Malgorzata

 
Posty: 3775
Od: Sob lip 12, 2003 20:09
Lokalizacja: Piaseczno




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue i 510 gości