
Piszę do was z prośbą o poradę ponieważ coś niedobrego dzieje się z moim kotem. W miniony weekend zauważyłam, że mój kot ma coś przyczepione do wąsów, schyliłam się aby to zdjąć a wtedy kot niespodziewanie mnie zaatakował. Napuszył się, położył uszy i zapędził mnie w kozi róg.Warczał niemiłosiernie. Zawołałam resztę domowików z prośbą o ratunek. Postawiliśmy transporter i kot sam do niego wszedł. Po chwili gdy myślałam, że sytuacja już się uspokoiła wypuściłam kota a on ponownie zaatakował. Udało się go ponownie zamknąć w transporterze. Zadzwoniłam z prośbą o pomoc do lecznicy, tam mi powiedziano, że weterynarz jest sam na dyżurze nocnym i nie da sobie rady z tak agresywnym kotem. Polecił zostawić kota w transporterze do rana i nakryć go kocykiem. Kot warczał i ujadał całą noc. Nad ranem dałam mu jeść i pić przez kratki. Przeniosłam go do innego pokoju, wypuściłam i znowu zaczął nas atakować. Spędziliśmy 3h uwięzieni w pokoju. Kot miał dosłownie atak szału, każdy nasz ruch powodował agresję. Gdy próbowaliśmy ewakuować się z pokoju to zaczepił się o spodnie pazurami i głośno warczał. Cudem udało nam się go wepchnąć do transporterka przy pomocy koca. Wtedy to kot wywarzył drzwiczki od klatki i musieliśmy zakleić otwór książką. Zabrałam kota szybko do veterynarza, tam nadal był bardzo agresywny. Weterynarz uśpił go do badań. Wykonano biochemię i badanie krwi. Wyniki wyszły prawidłowe. Lekarz stwierdził, że czegoś takiego nie widział, że kot jest psychiczny i nadaje się do uśpienia. Zostawiłam kota na kilka dni pod obserwacją w lecznicy, kiedy tam przyszłam okazało się że jest trzymany w klatce obok 10 psów. Kicia nie pozwalała zbliżyć się personelowi do drzwiczek. Mnie udało się ją nakarmić, pogłaskać. Nadal jednak widziałam, że coś z nią nie tak. Nie chciałam się pogodzić z myślą o uśpieniu. Zadzwoniłam z prośbą o pomoc do behawiorystki. Ta poleciła mi kupić metalową klatkę i zabrać kota do domu a póżniej udać się do innego veta. Zabrałam kota do domu i okazło się że w czasie hospitalizacji podano mu jedynie sumplement diety na wyciszenie i nic więcej. Nie zrobiono badań moczu, ciśnienia, nie sprawdzono zębów ani hormonów. Od jakiegoś czasu kicia wylizywała sobie stopy, gdy na początku kwietnia udałam się z nią do lecznicy w której była później hospitalizowana vet stwierdził, że to zapalenie stawu skokowego a futro się ściera jak siedzi na parapecie bo jest gruba. Umówiłam się do innego veta i tam pani była wielce zdziwiona, że lecznica wydała mi kota z wenflonem w łapie do domu. Podczas gdy w karcie leczenia nie ma mowy o kroplówce. Nowa Pani veterynarz sprawdziła zęby, uszy, stan skóry kota, osłuchała ją słuchawkami, zdjęła wenflon i przycięła pazury. We wtorek będziemy wykonywać USG, RTG i badanie moczu. Kicia dostała niestety leki psychotropowe aby się wyciszyć, przypuszczamy, że przyczyną jej zachowania może być ciągnący się od lutego remont łazienki. Kiedyś miała atak paniki z powodu dźwięku wiertarki, ale udało się go szybko opanować. Na chwilę obecną kot jest na lekach, jest poprawa ponieważ nie warczy nie syczy a zarazem nie jest ospały. Staram się go wypuszczać z klatki bo nie chcę żeby zdziczał ale też gdzieś z tyłu głowy mam to, że znów może zaatakować. Moja rodzina się jej panicznie boi po tym incydencie, tym bardziej, że w domu są dzieci. Czy możecie mi coś doradzić? Proszę o pomoc. Dodam że kot w maju skończy 2 lata i jest wysterylizowany.