Spiesze doniesc, ze kicia odnalazla swoj "stary" dom

Wczoraj godz. 10ta rano, telefon. Nr mi nieznany, od razu pomyslalam, ze moze ktos po kota dzwoni...
Odyzwa sie starsza Pani z zachrypnietym glosem: Prosze pani, czy ma pani jeszcze ta kotke, ktora oglaszala w internecie, bo moja wnuczka ja wypatrzyla i to jest chyba jej kot...
Wszystkie cechy, ktore wymienilysmy przez telefon sie zgadzaly.
Dziewczyna przyszla z mama po Suzi (jej prawdziwe imie), niesamowicie przejeta, wzruszona, szczesliwa... Bezcenny widok!
Pokazaly mi zdjecia Suzi w swoim aparacie, wszystko sie zgadzalo.
Historia zaginiecia troche niepokojaca... Mama dziewczynki znalazla sie w szpitalu. Dziewczynką zajmowala sie babcia, a mieszkaniem i kotem dziadek... Dziadek, ktory za kotami nie przepada... ktory twierdzi, ze kot mu uciekl. Nikt mu jednak nie uwierzyl. Wszyscy podejrzewaja go, ze kota specjalnie wyrzucil.
(Chyba juz wiem, kto zrywal moje ogloszenia na przystankach...

)
Dziewczynka bardzo rozpaczala za kotem, jednak zbyt mala jeszcze, aby wykazac sie inicjatywa i szukac na wlasna reke robiac ogloszenia itd. Nie mniej jednak, udalo jej sie natrafic na ogloszenie w internecie w sobotni wieczor! Cala noc nie spala.
A ja juz stracilam nadzieje... Ta historia pokazuje, ze nadziei tracic nie mozna
