Witam,
Mieliśmy z mężem podobny problem. Oczywiście nie chcieliśmy kota oddać bo piękny, bo córka w kotku zakochana - i nie tylko ona

I też było łzawienie, kichanie a nawet lekkie duszności nocne. W momentach silnych objawów mąż brał lek antyuczuleniowy. Niestety nazwy teraz podać nie umiem, pamiętam jedynie, że był na receptę. Po pewnym czasie brał go coraz rzadziej, objawy stopniowo słabły aż w końcu kompletnie ustąpiły. I mąż się jakoś uodpornił na alergeny. Zabawne, że działa to tylko na naszego kota, bo kiedy jedziemy do rodziców, ich kot wywołuje nawrót objawów. Także głowa do góry

Może w Twoim przypadku będzie podobnie. Myślę, że kluczowe jest branie leków antyuczuleniowych w momentach naprawdę silnych objawów tak aby dać szansę organizmowi na samodzielną walkę.
Swoją drogą wiem też, że są rasy kotów, które uczulają mniej, np. kot syberyjski. Podobnie jest z kotami o białym umaszczeniu - ich alergeny nie są aż tak silne jak u kotów 'kolorowych'. Jest to zatem jakieś tam rozwiązanie, lecz już nie tak szczęśliwe dla wszystkich...