Witam
to mój pierwszy post na forum i pisząc go jestem nadal trochę roztrzęsiona, ale mam ogromną nadzieję, że wśród zacnego grona doświadczonych kociarzy znajdę odpowiedź na swój problem.
otóż mój mniej więcej pięciomiesięczny kocurek jakiegoś czasu zrobił się agresywny. z reguły zachowuje się jak sama słodycz, jest rozbrykany, ciekawski, przymilny i łakomy. bardzo ufny i przymilny nawet w stosunku do ludzi, których widzi po raz pierwszy. jest rozpieszczany, spędzamy z nim dużo czasu, nie przeżywa żadnych większych stresów (oprócz niestety zbyt wczesnego odłączenia od mamy - z góry uprzedzając wymówki - taka była konieczność. zostało mu po tym obsesyjne ssanie mojego palca/ucha). od kilku dni zachowuje się jakby opętał go jakiś dybuk, zaczyna "rządzić" i reagować agresją na jakiekolwiek formy "dyscypliny" - wzięcie na ręce w sytuacji zagrożenia czy zestawienie ze stołu kiedy próbuje kraść pożywienie, które absolutnie nie nadaje się dla takiego malca. wtedy atakuje, wygląda jak mała pantera. warczy, kładzie uszy po sobie, drapie i gryzie w sposób celowo bolesny. byliśmy dziś u weterynarza na kolejnym odrobaczeniu przed następną porcją szczepień (wścieklizna, za sobą ma szczepienie na kk i jakiś wirus atakujący jelita). do tej pory był weterynarzowi niechętny, co objawiało się prychaniem i delikatnym chwytaniem za palce, tym razem, najpierw, czekając pod przychodnią na swoją kolejkę podrapał mnie kiedy próbowałam wziąć go na ręce (łaził na smyczy po trawniku), a u weta zrobił taki cyrk, że ja zostałam wyposażona w rękawice wyglądające na zdatne do polowań z sokołami (żeby przytrzymać maleństwo przy osłuchiwaniu), a wetka oganiała się od niego kocykiem. kot nadal na smyczy;].
wstęp był trochę przydługi, ale chciałam wam zadać kilka pytań:
1. mały jest mały jak już pisałam, ale wetka sugeruje jak najszybszą kastrację - twierdzi, że winę za zmianę jego charakteru mogą ponosić hormony i chociaż na ogół jest przeciwna wczesnym kastracjom, tym razem uważa to za konieczność - czy macie jakieś z tym doświadczenia?
2. z powodu ataku furii nie udało jej się go dobrze obejrzeć, ale ja, jako całkowity abnegat w tej kwestii, mam wrażenie, że ma asymetryczne jądra, być może jedno nie "zeszło" - mówiłam o tym wetce i stwierdziła, że to tez może mieć wpływ na zmiany charakteru - spotkaliście się z czymś takim? tzn z takim połączaniem? przed kolejną wizytą ma dostać cos na uspokojenie i wtedy dobrze go obejrzą... i 3) gdyby taka operacja miała się odbyć (najwcześniej za miesiąc), czy biorąc pod uwagę mikrość tego jądra i to jak głęboko może być schowane, a przez to zabieg skomplikowany - z całym zaufaniem do tej lekarki...zwłaszcza, że polecono mi ją jako matkę boską od kotów... ale pomimo to, czy macie do kogoś DUŻE zaufanie w trójmieście?
ps. a może jakiś behawiorysta, gdyby problem okazał się być nie tylko hormonalny? chociaż pani twierdzi, że kotów nie poddaje się terapiom behawioralnym
;]przepraszam, że tak długo, siedziałam dosłownie liżąc rany i trochę się uspokoiłam pisząc tego posta. będę wdzięczna za każdą odpowiedź
pozdrawiam