Przedstawmy się

To ja...


-------------------------------------------------------------------------------------------------
A oto jakie koty były lub są u mnie ze statusem "na stałe", w kolejności chronologicznej, tylko imiennie:
1. Sara - obecna

2. Salem - mieszka z siostrą
3. Rumcajs/Maluch - mieszka z siostrą
4. Frotka - obecna

5. Piotruś - nie żyje

6. Antymon - obecny

7. Maniusia - obecna

No i jeszcze była Kremówka, niestety umarła, była u mnie tylko 5 dni, wzięta niby tymczasowo, ale ja i tak wiedziałam, że jej nie oddam. Miała jakieś (niezidentyfikowane) problemy neurologiczne i była ogólnie bardzo osłabiona. Za szybko odeszła


-------------------------------------------------------------------------------------------------
A tutaj poprzednie "zaczęte" edycje wątków o moich kotów, każdego prawie z osobna.
Często były to początkowo wątki pt. "kot szuka domu" i przerodziły się w "co nowego u MOICH kotów"


Znajdziecie tam resztę zdjęć moich latorośli, nie ma chyba sensu ich wstawiać bezpośrednio do tego wątku raz jeszcze:

Potem był jeszcze Rumcajs, który przeprowadził się z Salemem do mojej siostry, wątek zbiorczy całego miotu: viewtopic.php?p=3185602#p3185602



Potem jako trzeci kot był przez chwilę Piotruś, ale niestety umarł, nawet nie wiadomo na co


Po Piotrusiu przyszedł Antymon w bardzo niedługim czasie. Piotruś tak jakby zrobił miejsce dla Antymonka, bo nie mogłam mieć wtedy 4 kotów. Antymonkowi zostało darowane życie (w schronisku długo by nie pociągnął, a też nie zgłosiła się żadna inna osoba z propozycją domu dla niego. Został by tam, gdyby nie ja


No i Maniunia, kompletnie nieplanowana latorośl




Zapraszam też serdecznie do mojej galerii na Picasie, gdzie wrzuciłam zdjęcia kotów różnych, nie tylko moich, ryb - moich, a także krajobrazu z różnych okolic:

Tu moja pierworodna, Sara. Urodzona 3 sierpnia 2004 roku w domu na obrzeżach Warszawy.

Dość charakterna kocica, domaga się pojenia świeżą wodą z kranu, ostatnio tylko z wanny. Wody, choćby przed chwilą nalanej, z miski nie tknie. Uwielbia tuńczyka i kukurydzę. Chyba mogłaby być jedynaczką, ale ma porąbaną mamusię, która jej sprowadziła kocie towarzystwo, które Sara teraz musi znosić. Potrafi przyłożyć psu po pysku opancerzoną łapą, za niewinność. Jeśli ją człowiek zirytuje to rzuca się z zębami i pazurami - ale zawsze musi być jakiś powód. Bo to absolutnie nie jest agresywna kotka

Nie przepada za narzucającymi się kotami, nie lubi się z nimi bawić (ganiać po mieszkaniu) - toleruje całkowicie tylko Frotkę, która jej nie zaczepia. Na pozostałe koty czasem syczy, jak podejdą zbyt blisko.
Jest kotem z chorobą sierocą - jej kocia mama porzuciła swoje dzieci ok. 3 tygodnie po porodzie. Przez kolejne pół miesiąca była (ta matka) siłą trzymana do karmienia kociaków. Gdy Sara skończyła 6 tygodni przeprowadziła się do mnie. Być może w jej genach zaplątał się gdzieś rosyjski niebieski, albowiem jej brat, z pierwszego miotu (Sara jest z drugiego) wygląda zupełnie jak kot tej rasy - rodzaj sierści (a ruski sierść mają dość specyficzną) i charakter ma typowo ruskowy. Mama Sary, Figa, jest dzieckiem kotki, która urodziła na budowie i z(a)ginęła. Kociaki zostały rozdane "w dobre ręce", Figa trafiła do mojej matki chrzestnej, a tam jest niestety kotem wychodzącym, ale już wykastrowanym (po miocie z Sarą) i ma teraz ponad 8 lat.
Sara uwielbia zostawiać dużo białej sierści na jak największej powierzchni, z której najtrudniej ową sierść usunąć. Jak widzi, że jestem w czarnej (albo chociaż ciemnej) bluzce - od razu chce na rączki






Drugi w kolejności kot - Frotka. Urodzona mniej więcej w połowie maja 2009.

Zabrana przez forumową genowefę od pana karmiciela z jakiegoś warsztatu, któremu to Frotkę podrzuciła jakaś dziewczynka, co to chciała na wakacje wyjechać i z kotem nie miała co zrobić. Powiedziała, że jak wróci z wakacji to odbierze

Zdjęcie jeszcze z panem karmicielem, obok warsztatu:

Na zdjęciu jeszcze widać oryginalne ubarwienie (czarny kot z dymnymi znaczeniami

Aktualnie od kilku miesięcy zaleczamy plazmocytarne zapalenie jamy ustnej i w tym momencie jest nieźle. Cały czas podaję jej mało szkodliwy steryd dopyszcznie (co 3 dni), na razie cierpliwie to znosi. Ale nie ma mowy o jakichś dłuższych wyjazdach, bo kto jej wtedy będzie te leki podawał? Po rozpoczęciu leczenia (gdzieś w październiku) zaczęła przybierać na wadze - czyli poczuła się lepiej, bo chętniej je. Teraz dopiero zaczyna wyglądać jak kot. Tylko ogonek jeszcze taki chudy, ale reszta kota w porządku

Nie lubi brania na ręce. Woli mężczyzn. Nie lubi kociego żarcia w puszkach (czyli tzw. mokrego), w praktycznie żadnej postaci. Co przy jej chorobie może w którymś momencie skomplikować nam (mi i Frotce) życie. Chętnie za to zjada suche.
Jak jedziemy do weterynarza to: 1) wzbudza ogólny zachwyt pasażerów komunikacji miejskiej

Oba powyższe koty brane od początku z decyzją, że zostają na stałe.
Następny jest Antymon. Urodzony koło maja/czerwca/lipca 2009.

Rozbieżność taka dlatego, bo nie dopytałam weterynarzy, w chwili kiedy go brałam, ile on ma miesięcy, a widzę teraz po zdjęciach (i po wadze), że dużo urósł (no i więcej waży - połowa listopada 2009 -> 1,5 kg). A teraz wyraźnie za późno na dopytywanie się o dokładny wiek

Został zabrany przez jopop ze schroniska w Piotrkowie Trybunalskim, jako niewidzący koci podrostek. Jak się później okazało, na jednym oku ma zrosty po katarze kocim, ale drugie jest całkiem w porządku. Antymon widzi, tylko nie wie "jak daleko" jest to na co patrzy. Za każdym razem musiał się uczyć nowych sprzętów, zapamiętać jak daleko ma skoczyć, żeby nie rąbnąć głową w stół/podłogę. Teraz już mniej więcej wie "co i jak". Czasem się zdarzało, że chcąc wskoczyć z łóżka na biurko, które znajdowało się pół metra przed nim, musiał najpierw "wymacać" łapą jak daleko ono jest. Ma też w niewielkiej części nieczynne płuca, po przebytym zapaleniu. Trzeba będzie zawsze uważać przy operacjach, pewnie najlepiej żeby ich nie było, a jak już to w narkozie wziewnej.
Zjadłby wszystko co by mu podać. Jeszcze się nie nauczył, że jedzenie zawsze jest. Trzeba by pewnie wydzielać mu karmę, ale przy 4 kotach, w tym trójce niejadków/wybrednych/chudych jest to ciut niewykonalne.
Ma bardzo, bardzo mięciutką, delikatną sierść. Taką jak koty mają za uszami, to on ma wszędzie. Weterynarze się nie mogą od niego odkleić

Dwa razy przyprawił mnie niemal o zawał serca, bądź inszą śmierć w wyniku tego co tenże kotek zrobił.
Pierwsze: prawie mi zszedł podczas kastracji, zaczął się dusić, wylądował pod tlenem. Czekałam kilkanaście minut na poprawę. Brrr... nigdy więcej takich numerów!
Drugie: przez moją nieuwagę i głupotę zeżarł 3/4 plastikowej folijki po parówce. W całości. Zauważyłam dopiero jak przełknął


Lubi rozszarpywać paczuszki chusteczek higienicznych. Kiedyś jeszcze dziurkował okładki książek.
A tak w ogóle to brałam go jako "strachliwego" kotka. Okazał się lekko dziczący. Ale z racji tego, że trzeba mu było często wpuszczać krople do oczu* na początku pobytu u mnie, został poddany przymusowemu oswajaniu.
*nie tylko krople z resztą: leczyliśmy jednocześnie jeszcze wątrobę, a potem także płuca, także przynajmniej 2-3 razy dziennie tabletki do pyska i 5-6 razy krople.
Dość szybko się do mnie przekonał. Dłużej trwało oswajanie z resztą rodziny. A mój tata chyba przez miesiąc nie wiedział, że mamy nowego kota w domu


Antymon jest kotem bardzo spragnionym kontaktu z człowiekiem, lubi się tulić, przez jakiś czas sypiał mi centralnie na twarzy. Teraz tylko rano się mi uwala na szyi/głowie. I mruczy przy tym oczywiście.
Lubi męczyć inne koty. Tzn. on uważa że się z nimi bawi, ale nie ma wyczucia i gryzie za mocno (może był zbyt wcześnie odstawiony od matki i rodzeństwa?), poza tym chyba za bardzo nie rozumie języka kociego, albo celowo nie reaguje tak jak powinien, nie wiem. Gania najczęściej Sarę (ona teraz jak już tylko widzi, że Antymon się zbliża zaczyna ostrzegawczo 'krzyczeć'), czasem Frotkę (jej też się to nie podoba). Jedynym kotem który to akceptuje i lubi jest Maniusia (i wcześniej też Sonia, siostra Maniusi, na początku grudnia przeprowadziła się do nowego domu).
A został, bo... się zakochałam i powiedziałam, że nie oddam


No i ostatnia - Maniusia. Urodzona koło połowy marca 2010.


Uratowana z umieralni w Serocku. Była w dość koszmarnym stanie jak ją brałam (później pokażę zdjęcia, dla porównania). Głównie niedożywienie. Katar koci, grzybica. Cudem ma czynne oboje oczu. Leczyła się bardzo długo. Szczepiona była z dużym opóźnieniem. Jak teraz patrzę na zdjęcia, nawet z tej sesji "do ogłoszeń" (przykłady powyżej) to widzę jak to koszmarnie wyglądało. Teraz dopiero zaczyna wyglądać normalnie. Obecnie waży lekko ponad 2 kg (ostatnie ważenie: 2,25 kg), nie miała jeszcze rujki. Późno też zaczęła tak "na poważnie" rosnąć. Właściwie to ja się nie dziwię, że nie było prawie odzewu na ogłoszenia, bo ten kotek to nie wyglądał za ładnie (cała sesja ogłoszeniowa tutaj). W międzyczasie tak się przywiązała do mnie i tylko do mnie, że zaprzestałam szukania jej domu

c.d.n.