A tu prosze- calkowity szok... pare dni temu mialam telefon- pan sie przedstawil itd, podal wszystkie dane ze schroniska i czy sie zgadzaja i czy moze w tygodniu przyjsc, uprzedzi jeszcze telefonem... Oczywiscie, niech pan przychodzi, mailam wogle dziwne wrazenie ze pan byl zaskoczony tym ze uprzejmie z nim rozmawiam i ze wyrazam taka 'wspolprace' .. czyzby spotykal sie az z taka niechecia wsrod innych ktorzy adoptowali zwierzaki ze schroniska

... to dobrze ze jednak jest jakas kontrola nad tym gdzie trafil kot... chociaz do idealu jeszcze daleko, np.: ja bym widziala to tak ze najpierw sprawdzany jest domek przed adopcja a potem jakas niezapowiedziana kontrola... Ale coz, nasze schroniska pekaja w szwach, nie ma pieniadzy wiec i tak dobrze ze wogle ktos sie przejmuje dalszym losem zwierzat w ich nowych domach (bo roznie to moze byc).
Pan dzwonil jeszcze wczoraj zeby umowic sie na dzis na jakas godzine. I jakos tak tylko mnie tknelo ze nigdy nic nie wiadomo- nie takie oszustwa ludzie robili... wiec poprosilam brata TZ z dziewczyna zeby do mnie na ten czas przyszli.
Pan byl punktualnie, pogadalismy sobie milo, zostal sporzadzony dwustronicowy protokol.
Na pierwszej stronie dane ogolne wlasciciela, ogolne wnioski, podsumowanie stanu fizycznego i psychicznego (jakby to mozna bylo stwierdzic w 10 minut wizyty, zwlaszcza ze Pusia na widok obcego goscia czmychnela do drugiego pokoju gdzie siedziala "ochrona"

a drugiej szczegoly: jak karmiona czym, czym, ile razy w tygodniu , czy staly dostep do wody (u mnie sa 2 i to nawet zostalo napisane

SZOK, NO SZOK !



... jak komus o tym mowie to wierzyc nie moze....
btw.: czy to tak wszedzie jest czy tylko tu w sopocie jest taka dbalosc o to gdzie trafil zwierzak ze schroniska?