Niektórzy z Was pamiętają pewnie Kaya, kota zabranego przeze mnie, prawie rok temu z Milanowskiego schroniska. Początkowo dzikus, potem stopniowo się oswoił i choć z początku miał być
tylko na tymczasie, to jednak podjeliśmy decyzję że zostaje, że nikomu go nie oddamy. Decyzja okazała się bowiem słuszna, bo dzisiaj dowiedziałam się że ma mocznicę. Napewno wróciłby do nas w te pędy
Zaczeło się od wymiotów, przynajmniej jeden pawik dziennie, głównie wieczorami. "Zwaliłam" na kłaki i podałam Bezo-Pet. Po kilku dniach znowu pawik, a kot wyglądał jak szmatka

był nieobecny, odwodniony, miał biegunkę... przelatywał wręcz przez ręce. Dzisiaj zabrałam go do weterynarza, pobraliśmy krew, dostał leki, kroplówkę - podskórną i dożylną, bo wyrwał welfon z łapy...

Nigdy nie miałam kota z mocznicą, nawet nerkowego, więc moja wiedza na ten temat jest wręcz zerowa, tylko tyle co czytałam na forum... dostałam baterię leków do domu, jutro kolejna kroplówka (prawdopodobnie do domu). Proszę o wszelkie rady związane z mocznicą. Co prawda weterynarz wszystko mi powiedział, ale byłam tak zszokowana, że niewiele z tego zrozumiałam

Kay jest/był bardzo zdrowym kotem, jedynym jego problemem był stan zapalny dziąseł (PZD) i nawracająca biegunka. Ale poradziliśmy sobie. Kay to taki kochany kotuś, tak cierpliwie znosił wszystkie zabiegi, i tylko raz miauknął przy pobieraniu krwi, ale o żadnym drapaniu, czy gryzieniu nie było mowy. Cały czas mam nadzieję że te wyniki to jakaś pomyłka...
