Na „moim” podwórku było wiele kotów. Część znalazła swojego człowieka. Część otruto. Częśc "po prostu" zniknęła. Zostało osiem.
Każdy inny. Jedne przymilne, okręcające się wokół nóg
Drugie ciekawskie i bezczelne, zaglądające do każdej torby.
Inne jeszcze nerwowe, czujne, gotowe w sekundę czmychnąć w krzaki.
TataKot był jeszcze inny, tym mnie zauroczył i zaciekawił; nie pozwalał na poufałości (kilka razy tylko znienacka udało mi się go pogłaskać) ale nie uciekał, przychodził ale niezbyt blisko, czekał na jedzenie ale nie rzucał się na nie łapczywie, ostrożny ale nie nerwowy, raczej na dystans.
I te oczy- pięknie smutne, pogodzone z losem, mówiące tak mało i tak wiele zarazem.
Długo przypatrywaliśmy się sobie nawzajem; nigdy nie spuścił wzroku; czasem wydawało mi się, że rozumiem, co do mnie „mówi”. Czułam do niego wielką tkliwość i szacunek.
Wiem, że był wspaniałym opiekunem dla całej gromadki; czy kocur czy kotka każdy chciał być blisko niego, w słoneczne dni wylegiwał się na kamieniu a dwa, trzy inne koty wtulone bądź rozciągnięte przy nim, prawie na nim; gdy nadchodził, biegły wszystkie, choćby po to, aby otrzeć się o jego bok, musnąć pysiem pysio. W zimne dni w „jego” pokoju w styropianowej budce zawsze był tłok.
TatyKota nie ma od dwóch tygodni.
Chciałabym wierzyć, że ktoś go przygarnął, że znalazł ciepły dom z wiersza Majorki
Chciałabym wierzyć, że zmienił rewir, poszedł „swoją” „inną” drogą
Ale wiem, ze ostatnio było jak w wierszu :„już kicham i kaszlę czasem”, podobno bardzo, podobno często Nie było mnie jakiś czas, nie wiedziałam, nikt do mnie nie zadzwonił, nie mogłam pomóc; gdy wróciłam już go nie było.
Taka jest natura, wiem, są pewne reguły ale jakoś tak mi...... tak zupełnie inaczej niż wtedy, gdy odchodziły inne. Może gdybym była na miejscu, gdybym go złapała..... gdybym wiedziała.....
Pewnie zaszył się gdzieś ze swoim bólem, ze swoją kocią godnością, został sam na zawsze.
Miał tylko trzy, może cztery lata
Jest... był Tatą mojego Świrka... tak podobny... tak okropnie mi żal... tak często o nim myślę mimo, że nigdy nie był "mój"
To miłe, że jego zdjęcie znalazło się w kalendarzu... oto on
