Badania były. Lilka u weta robi się przerażona, spina się i trzęsie, robienie jej zastrzyków czy badanie to wyższa sztuka
Próbuję zdiagnozować co jej jest od 9 stycznia dokładnie. Wtedy trafiliśmy do jakiegoś weta... Zupełnie z przypadku, szukałam w sieci wetów z wizytami domowymi, żeby Lusi oszczędzić stresu i trafiłam na jakąś babkę, z którą bardzo konkretnie rozmawiało mi się przez telefon. Byłam w szoku, kobieta zainteresowana, wypytała o wszystko, z pół godziny sobie rozmawiałyśmy. I ostatecznie stanęło na tym, że ona na razie (straszna zima była) do domu nie przyjedzie, ale my do niej. Niestety na żywo już nie było tak fajnie, kobieta bała się Lilki dotknąć stetoskopem, bo Lilka warczała (norma...) a ją "kiedyś kot podrapał i ona nie chce znowu"... Ostatecznie stanęło na tym, żeby kotu zrobić rtg. Gdzieś, bo u nich nie było.
11 stycznia byliśmy w interwecie, bo Lilka w nocy 10/11 wymiotowała i charczała na przygiętych łapach jakby się dusiła. To trwało jakieś 2 godziny z przerwami a potem był spokój już. Rano miała coś w rodzaju skurczu (?) - leżała na boku i była cała spięta i miauczała przeraźliwie, nie dała się dotknąć. Przeszło po 30 sekundach, wstała i było już ok. W Interwecie zrobiliśmy rtg, ale lekarz skupił się na wymiotach, nie na oddechu.
Opis rtg:
powiększony mięsień sercowy, płuca z objawami niedotlenienia. (następny wet powiedział, że była na wydechu, a serce ma duże bo jest duża...)
temp. 38,1, zaostrzony wysłuch, sporadyczne wymioty, charczenie.
- Linco spectin 10 ml w dawce podzielonej po 2 ml co 24 h
- dexafort 0,7 ml
Mieliśmy podawać zastrzyki 5 dni podskórnie tego linco spectinu, ale Lilka nadal charczała i wymiotowała strasznie, aż oddechu nie mogla złapać, więc pojechaliśmy do innego weta, polecanego na forum, a który jest blisko nas (eliminacja stresu choć trochę)
Tam nadal w sumie skupialiśmy się na wymiotach, do tego doszła krew w kale, no ale nie o tym. Do sprawy oddechu wróciliśmy 26.03. Dostała jakiś steryd na U (nie przeczytam, za nic w świecie) ale źle się po tym czuła, choć oddech trochę lepszy. Wet powiedział, że ma powiększony węzeł chłonny i że zrobimy rtg żeby zobaczyć czy ma astmę.
01.04. zamiast tego na U dostała Dexafort. Węzeł to ponoć nie węzeł, tylko tłuszcz, który się nie mieści

RTG nie będziemy robić, bo osłuchowo ok - oddech głośniejszy, ale nie świszczy ani nic.
USG w końcu też nie robiliśmy, bo wet uznał że nie ma potrzeby, a my się nie upieraliśmy, bo Lilka się strasznie stresuje. A jak już pisałam - jako laik kompletny wierze w to, co mówi wet...
Teraz w piątek, 30.04. osłuchowo ponoć ok, "faktycznie ten oddech głośniejszy i płytki" - powiedział wet i dał nam inhalator. Żeby użyć, jak uznamy ze jest potrzeba, a jak nie podziała - to przyjeżdżać.
Badania krwi miała też robione, 20.01.:
MCV (ŚOK) 54,00
MCH (ŚMH) 17,20
MCHC (ŚSH) 31,90
Erytrocyty: 9,10 mln/mm3
Hematokryt: 49,00%
Hemoglobina: 15,70 g/dl
Leukocyty: 16,70 tys/mm3
Trombocyty: 72,00 tys/mm3
Uwagi: MPV-11,5
RDW- 15,3
LYM 26,6% - 4,4
MON 6,0% - 0,9
GRAN - 67,4% - 11,4
Wykonano biochemie krwi
alfa-amylaza: 906,00 U/I 25C
ALT (GPT) 39,00 U/I 25C
AST (GOT) 26,00 U/I 25C
AP (fosfataza zasadowa) 28,00 U/I
Kreatynina: 1,26 umol/l
Mocznik: 29,00 mmol/l
Tyle. Część z tych wizyt u ostatniego weta odbywaliśmy u Pani wet (bo pracuje tam dwoje lekarzy) i ona na temat oddechu też powiedziała, że osłuchowo ok, że zatoki ok i niebolesne, że trzeba by pod narkozą zobaczyć podniebienie miękkie (?) czy nie za długie (?) Tak mi się wydaje, że o takie coś chodziło. I od razu bronchoskopię. Ale później zaniechali tego pomysłu.
No tyle tych przygód, Lusia im częściej te wizyty, tym bardziej paraliżowana jest strachem...