Minela pierwsza, ciezka noc w "nowym" domu u moich rodzicow. Wczoraj bylismy jeszcze po poludniu u pani Uli i w koncu musielismy przeniesc sie na dobre.
Lunek byl przestraszony i zdezorientowany; ja tez sie denerwowalam o niego ale staralam sie zachowac spokoj i plotlam jakies glupoty o Kotku Czerwonym Kapturku i Kotku na ziarnku grochu
Troche pomoglo. Lunek sie uspokoil, zrobil siooo (po kroplowce) i polozyl sie na swom poslaniu. Nawet troche mi mruczal, Sloneczko
A poznym wieczorem zjadl troche swojej karmy, nawet bez specjalnego proszenia Spedzamy czas w tylko jednym pokoju wiec mialam nadzieje ze sie przystosuje i bedzie tylko lepiej.
Ale ta noc..... Figo Psia Morda chrapie tak, ze az na lozku podskakiwalismy! A przeciez lezal za drzwiami- my mamy korytarzyk, garderobe, pokoj i lazienke Zwalanie Figo na dol skutkowalo tym tylko, ze pies zdudnial sie po schodach (moj neologizm) a po chwili wdudnial z powrotem Nie wiem jak inni mogli spac! Potem zaczelo sie posapywanie i poszczekiwanie, zakonczone glosnym skomleniem- "Maluszek" mial zly sen i trzeba bylo go utulic
Po jakims czasie z Lunkiem humory nam sie jednak poprawily- Lunek zjadl kilka chrupek, ja czekolade i postanowilismy sie nie przejmowac. Usnelismy nad ranem.
Teraz Lunek jeszcze spi wiec moglam zejsc na dol na chwile. Jedziemy jeszcze do lecznicy i zobaczymy, co dalej. W kazdym razie w poniedzialek
badania....
Mam ogromna nadzieje, ze juz bedzie lepiej. Przeprowadzka na razie jakos sie oswaja. Lunek mruczy.
Jesli tylko Luniaczkowe wyniki sie poprawia, i zaczna ladnie jesc- on i Pini to bede juz cala szczesliwa. Oby....Trzymam kciuki