Ronald zjadł nieco karmy dla rekonwalescentów
I... myje futerko. Dobry znak.
Na cztery koty które do tej pory mi zachorowały został mi on - burasek który przyszedł pod mój śmietnik. Ma taki śmieszny ogonek-antenkę - z załomkiem. Okrągłe jak spodki oczka na malej pysi, maleńki jak okruszek nosek.
Filemon biedactwo... dorosły kocur, który z pokorą znosi wszystkie uciążliwe dla niego zabiegi. Jest taki madry. Nigdy, nawet podczas najbardziej bolesnych zastrzyków, nie wyciągnął pazurków... Ma takie biedne, chore oczy. Mam mu przepłukiwać nos solą fizjologiczną, karmić na siłę i czekać aż dojdzie do takiej formy by można go było wykastrować (ten cudowny kot nie znaczy terenu za co go
) i zszyć podniebienie... Wet zastanawia się jak się będzie goiła rana w środku pyszczka...
Oddane maluchy wciąż są zdrowe. Lara trochę pokaszluje - taka już chyba jej wieczna natura. Byle tak dalej...