Zdaje się, że jestem winna relację o Felku, ale wtorki to moje "trudne" dni ...
Towarzystwo dało sobie radę samo przez dzień. Wieczorem był słoiczek Gerbera mięska do podziału na 4 koty - pojedzone, Feluś też poglamał, dokończył, tradycyjnie, Liza

. W nocy powodzeniem cieszyła się kuweta w łazience

. Szczęśliwie, odpukać, Gołąbeczka korzysta z kuwety ustawionej na łóżku a nie sika w pościel, co cieszy mnie nawet, kiedy strzepuję żwirek z prześcieradła - jak to niewiele trzeba człowiekowi do szczęścia

. Mama nadzieję, że w weekend wrócimy do normalnego położenia kuwet ...
Rano postanowiłam odkłaczyć towarzystwo za pomocą pasty Remover - standard: Felek pierwszą porcję strzepnął z urazą z łapy, drugą, rozsmarowaną, z konieczności acz z urazą wylizał

. Bandido grzecznie, Liza chętnie, o dziwo, Zidane dał się namaścić. Znalazłam potem jego porcję na drzwiach lodówki, ale co tam
A Lizy tyłek trochę mi się nie podoba, więc chyba zajrzymy dziś do weta ... dawno mnie tam nie było

. Gorzej, że pogoda pod psem i to mokrym ...