
Szczęśliwie znalazł się dom dla Maskotki. Nie powiem, kamień spadł mi z serca.

Niestety Pusieńka czuje się bardzo źle. Zintensyfikowałam płukanie wspomagane furosemidem i łudzę się, że to jeszcze raz zadziała choć nadziei coraz mniej. Dałam sobie i jej czas do poniedziałku-wtorku bo nie ma sensu ciągnąć w nieskończoność jej powolnej agonii.

Nie jestem gotowa na jej odejście.
Dziś Puchatek zaliczył wizytę bo od kilku dni robił dziwne ruchy jakby nie mógł sie wypróżnić. Dałam mu na dobry początek duphalac ale nie pomogło. I w sumie nie mogło pomóc bo kić ma zapalenie jelita. Tak bardzo był zbolały, że doc musiała go lekko zgłuszyć do badania. Dostał całą baterię leków w lecznicy i zastrzyki do domu. Mam nadzieję, że szybko wróci do formy bo ogólnie dobrze wygląda i ma apetyt.
Reszta jakoś się trzyma. Nawet wczorajsza nawałnica nie zrobiła na nich specjalnego wrażenia. Psom już chyba spowszedniały te ciągłe burze, tylko wielka suka Zuzka ciągle się ich panicznie boi. Wczorajsza powyrywała drzewa, pozrywała przewody, nawet trakcję kolejowa udało jej się uszkodzić. Światło właśnie nam włączyli (po dobie z okładem).
Nas burza oszczędziła, połamała trochę gałęzi ale nie powaliła drzew na dom, ani nie uszkodziła dachu. W porównaniu z niektórymi sąsiadami mieliśmy dużo szczęścia.