Rano Blaszkowiec nie chciał jeść... oczka zaślimaczone. Temp. w normie. Ech. dostał antybiotyk, zobaczymy co będzie jak wrócę.
A Bruzdniczek... rano myślałam, że już zdechł - leżał w dziwnej pozycji. Potem jednak zauważyłam, że oddycha. Wyjęty z klatki przybrał nawet bardziej kocią pozycję. Temp. poniżej 37, ale bez tragedii. Na tyłku rozmazana rzadka kupa, chyba jakaś rewolucja mu sie brzuchu też odbywa. Dostał kroplówki i zastrzyki, on ma okropnie papierową skórę

a po włożeniu do klatki - zjadł kilka kęsów animondy.
2 pozostałe są 2 razy większe i ze 3 razy cięższe. Brykają i szaleją.
Grzyb u Biśka już właściwie zszedł, więc jeśliby go ktoś przejął - nie trzeba się już bać.
Małabura niestety nadal grzybna, chyba w końcu dam zeskrobinę do hodowli, głupio tylko, że to aż miesiąc sie hoduje...
Mrumru grzyba nie ma. Przydałoby się zapuszczać mu do jednego oka krople, ale czyn ten wymaga naprawdę dużej determinacji i odwagi. Choć coraz częściej go dotykam w okolicach misek:)