Uff...
Nadal walczymy.
W czwartek było bardzo źle z Marcysiem. Bałyśmy się, że się poddał. Zaryzykowałam wtedy podanie dodatkowo do leków od naszej wetki - spiruliny. Tego samego dnia wieczorem nastąpił jakiś dziwny przełom. Kiciuś ocknął się z letargu. Zaczął się bawić, wrócił mu apetyt, przestało go tak bardzo boleć, bo mógł normalnie chodzić i leżeć (a rano tego dnia już nawet z tym były problemy). Następnego dnia podczas badania u pani doktor kiciuś dostał miano "kot cyborg"

A to dlatego, że:
- szmery i rzężenie w płucach zmalały
- węzeł chłonny w brzuszku przestał się powiększać i nie był już bolesny
- oczka nie były już spuchnięte a źrenice się wyrównały (w czwartek była z tym masakra, jedna źrenica zajmowała prawie całą tęczówkę podczas gdy druga była szparką)
- temperatura w końcu zaczeła być przyzwoita - 38 st.
- dodatkowo wewnętrzne powieki w oczkach były wilgotne.
uparłyśmy się trochę jak osły żeby zrobić powtórne badanie krwi (poprzednie miał przed tym całym załamaniem - 3.10). Wetka była pewna, że we krwi nic złego się nie dzieje, ale chciałyśmy mieć pewność, że my z mamuśką niczego nie zaniedbałyśmy i że wszystko zostało sprawdzone. Wyniki nie dość że w normie - to okazały się być jeszcze lepsze niż 3.10. Nie wiem jak duży wpływ na to miały podawane leki, ale niewątpliwie - jeśli nawet miały - to chyba tylko pozytywny wpływ bo wszystkie parametry były w normie!!! Jedynie ALP spadł kolejny raz o jedną jednostkę.
Wczoraj szukałam po sieci i po forach tego ALP - czym jest i z czym się wiąże. Ale wychodzi na to, że u zwierząt podobno niektóre laby nawet nie oznaczają dolnej granicy (a u nas właśnie cały czas spada ten parametr będąc już poniżej normy). Dramat byłby tylko wtedy - gdyby ALP rosło. Jak spada - nie ma się czym martwić.
Kiciuś zaczyna wracać do żywych. Spirulinę podajemy juz tylko symbolicznie, żeby znowu nie odstawić nagle. Bo szczerze - nie wiem, czy powinnam ją podawać skoro wszystko we krwi jest w normie? A nie wiem, czy w normie jest dlatego, że kiciuś walczy sam z siebie plus z lekami od naszej wetki, czy spirulina coś takiego robi, że jest mu walczyć po prostu łatwiej.
Ogólnie jesteśmy kolejny raz w szoku. Ten kot już 3 raz wychodzi z bardzo cięzkiego stanu. Mając białaczkę ma wyniki kota rewelacyjnie zdrowego. Z drugiej strony cały czas coś w nim siedzi i mu przeszkadza (białaczka wydaje się jakby knuła i próbowała atakować z różnych stron doprowadzając drobiazgi do wielkości walki o życie). A Marcyś w pewnym momencie tak jakby "restartował system" bo nie wiadomo skąd, nagle zbiera się w sobie i zaczyna wygrywać. W czwartek nic nie zapowiadało wygranej. Wręcz przeciwnie. Wzięłam wolny dzień po to, by móc się z nim pożegnać... żeby być przy nim do ostatniej chwili

tak bardzo źle to wyglądało.
Wciąż walczymy bo kiciusia męczy kaszel.
Dostawał cały czas Betamox, intrawit (wit. B12), kroplówki z glukozą, aminophylinum (oskrzela) i furosemid (płuca). Dodatkowo interferon. Dziś już był ostatni lek. Teraz tylko czekamy i obserwujemy, ale tak jak mówiłą wetka - wygląda na to, że sytuacja opanowana - tylko oskrzela i ten kaszelek będziemy mocno pilnować.
Kiciuś ma apetyt, dobry nastrój i tylko po podaniu leków nagle mu "system" siada. Wtedy idzie spać i jest mało zainteresowany czymkolwiek (wtedy my znowu panikujemy, ale zauważyłyśmy że to tylko po podaniu leków, więc widac wtedy po prostu organizm Marcysia skupia się na naprawianiu się a my dajemy mu spokój).
Nie wiem jak ten kiciuś działa. Ale jesteśmy z Mamuśką pełne podziwu dla jego siły i dla jego woli walki i ochoty do życia (i to przy tak paskudnej pogodzie
