Jakis podly typ obsikal metalowa skrzynke z kocimi lekarstwami, stojaca na blacie kuchennym. Okazalo sie, ze nie byla szczelna.

Wiekszych strat nie ma, ale tekturowe opakowania przemokly, smrodek sie rozszedl. Kupilam ordynarny plastikowy kufer, za to z tygrysem na wierzchu. Moze sie moje paskudy wystrasza tygrysa?

Przemeblowanie kociat odbylo sie wczoraj wieczorem. W kocim przedszkolu dzieci dogaduja sie, nie brakuje powarkiwania, zapasow i gonitw. Wstawilam sobie tam dyzurne lozko polowe (wiem, zidiocialam do reszty), to moglam pospac (a raczej spedzic noc, bo spac mi za dlugo gnojki nie daly). Legion Czarnych wszedzie czuje sie jak u siebie. Szczesliwe, bo maja duzo kryjowek, polek (Haniu, jeszcze raz dzieki!), szafek i zabawek. Nad ranem jednak najlepsza zabawa bylo gryzienie mnie w palce u stop...
Malutki Anyzek radzi sobie swietnie z nowymi, siostrzyczki bardziej wystraszone. Jednak hersztem bandy moze spokojnie zostac Hobbitka. Warczy na wszystkich podchodzacych do miski, z ktorej ona wlasnie postanowila pojesc chrupki, gania wszystkie kociaki, wspina sie na chwiejacy slupek najszybciej z towarzystwa, a jak ma ochote to po prostu przychodzi na poduszke i przytula bez ogladania na innych. Nie ma kompleksow, malenstwo.

Mamusia Kruszynka, ktora tydzien temu miala sterylke i wyczyszczony oczodol, dolaczyla do duzego stada, na razie jeszcze troszke niesmiala i wycofana, szuka mojego wsparcia.
Dzieki temu sypialniane koty szczesliwe, bo odzyskaly dostep do "balkonu dla doroslych" i mogly cieszyc sie letnim wieczorem oraz ptaszkami cwierkajacymi o poranku.

Na weekend mam wlasnego brata, niech dopieszcza niedopieszczonych

i psice Pesteczke. Spaceruja z Frankiem bez problemu na polaczonych smyczach, chrupki moga jesc z jednej michy, ale przy mokrym zarciu Franek przypomina sobie kto tu rzadzi. Dobrze, ze juz po porannym spacerze, to zanim brat nie dojrzeje do sniadania, moge powylegiwac sie na ogrodowej hustawce z kawa i stadem kotow na sobie.
