kiche_wilczyca pisze:zminić miejsce zamieszkania

Marta, ja tak kiedys zrobiłam z konieczności.
Kocur[] urodził się na wsi , do mnie trafił jako bardzo chory maleńtas z jeszcze niebieskimi oczkami. Długo nie wypuszczałam, choc miałam dorosłą kotkę wychodzącą. Zaczął wychodzić jak miał ok poł roku. Jak miał jedenaście mies przeprowadziłam się z nim do ciotki, która wymagała opieki, na 4 piętro na wielkim blokowisku. Na początku wychodziłam z nim w szelkach na smyczy, ale to nie było TO.
Kocur był wyjątkowy - nie jęczał, nie znaczył / pełnojajeczny / nie uciekał, choć jak byłam w pracy ciotka czasem zostawiała drzwi otwarte. Raz na dwa tyg jechałam na weekend do TŻta i wtedy Kocur lał, z całą premedytacją , na moje domowe laczki / plastikowe / i na worek , w którym trzymałam swoją pościel. Dwa razy , jak byłam w pracy , uciekł na rusztowanie, nie wiem do tej pory jak ciotka otworzyła okno, ja miałam z tym problemy, a one była niesprawna po udarze.
Był kocim ideałem, ale było widać , jak bardzo jest nieszczęśliwy - apatyczny, bez apetytu, trochę się bawił, ale szybko zniechęcał.
Kiedy wynajęliśmy domek, w którym mieszkamy do tej pory, Kocur dosłownie oszalał ze szczęścia. I był szczęśliwy trzy lata prawie, do momentu jak zabrał go nowotwór przełyku. Miał niecałe sześć lat, pół roku przed śmiercią ważył prawie 8 kg bez grama tłuszczu, przed śmiercią - 3 kg.
Moje zdanie - jeśli kot jest wychodzący, zabronienie mu tego będzie dla niego przeżyciem traumatycznym, które może zaowocować depresją, problemami zdrowotnymi i psychicznymi. Najlepiej od małego nie pozwalać wychodzić, nie pozwalać nawet poznać co to otwarta przestrzeń. Inaczej kot będzie myślał, ze to jakaś kara, której nie zrozumie