Ciężko było, ale ja mam wprawę po Riddicku, poza tym Przemyś jest mały, więc można go podnieść za frak i wtedy kłuć w karczycho. Na szczęście ma jeszcze za krótkie łapki, żeby się wykręcić i nimi dosięgnąć do ręki, która go więzi.

Ślicznie opanował drogę do kuwety i do miski z wodą. Idąc w tych kierunkach, na wszelki wypadek warczy, nawet jak nikt go nie śledzi.

Spanko na drukarce bardzo mu pasuje i schodzi z niego do stojącej obok miseczki z suchym jedzeniem.
Pięknie mruczy i zagaduje do mnie, gdy do niego mówię.