Kotek przez jakiś czas był w klatce, ale to rozśwcieczyło mojego psa. Szczekaczka jest z niej, a klatka na widoku, to młyn na wodę - skamlenie, szczekanie, wycie i to non stop, a kiedy go wyrzuciłam z pokoju to samo, tyle, że przy wejściu. Kociak przestraszony był i skulony i w końcu zdecydowałam się go wypuścić. Dzień i dzisiejszy ranek był w normie - kocię schowane. Ale wczorajszego wieczoru już było super. Wabiłam go na niezawodne parówki, podchodził całkiem blisko. Potem zaczęliśmy się bawić, a koniec końców dał się głaskać. Obchodził mnie dookoła, łasił się i zaczepiał.Później mogłam chodzic normalnie po kuchni, a on sobie spał na widoku. Liczyłam na poranna powtórkę, ale nic z tego. Kotek zajął starą pozycję pod szafką kuchenną i choćbym nawet chciała, nie wyciągnę go. Tyle, że podejrzewam, że to zasługa mojej suczki. Nie mogę się doczekać, kiedy kotkowi urosną pazurki, pies dostanie po nosie i przestanie się panoszyć

Szczerze mówiąc jestem zdziwiona reakcją mojego psa, bo jeszcze pół roku temu on zył z kotem. Tyle, że fakt faktem ktka była dorosła i zamieszkała u mnie jeszcze przed psem.
Ale postęp jest i to się liczy
Czy skoro jest ten mały postęp, mogę nie wkładac kociaka do klatki?
A oto zdjęcia, które porobiłam wczoraj. Wygląda już nieźle moim zdaniem, tylko sierść troszkę pozostawia do zyczenia, ale nie wsystko naraz przecież;)
