No więc z wieści słownych mamy sie tak:
niestety bura mama czarnej Koksinki i białej koteczki która została uśpiona w zeszłym tygodniu, również została uśpiona. Kotka była w bardzo złym stanie, badanie krwi wykazało ostrą niewydolność nerek. Kitka wykladała i czuła się już baradzo źle, wiem, że weci próbowali podawać kroplówki, ja dokarmiałam ją RC Convalescencem, podawałam dobre jedzonko, Scanomune, Catosal, na nic nie reagowała

Nie mam nawet jej zdjęcia, ponieważ po sterylizacji miała wrócić do siebie. Mam nadzieję, że biega teraz ze swoją córcią za TM

, będę za nimi bardzo tęsknić [*].
Ostatnia z trzech kobietek z tej rodziny - Koksinka nie ma się za dobrze. A co najgorsze nie wiadomo co jej jest. Mama odeszła na nerki, jej siostra miała objawy podobne do panleukopenii, Koksinka przybiera tę nieszczęsną pozę charakterystyczną dla p., ale oprócz tego i jednej rozzwolnionej, jasnej kupki z kroplą krwi na końcu nie ma innych oznak, pije wodę z miseczki normalnie, apetyt jako-taki jest, potrafi się bawić z kociakami z boksu. Żadnych wymiotów. W środę minie dwa tygodnie od śmierci pierwszego kocięcia z typowymi oznakami p. i od podania parwoglobuliny. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jutro, najpóźniej w środę zabieram Koksinkę na badania krwi. Jest bardzo drobniutka i chudziutka będzie ciężko ją kuć

W sobotę byłyśmy już u weta, została bardzo szczegółowo przebadana, temperatura OK, przy okazji zapach i konsystencja koopalka - wszystko było cacy /ten wolny qoopal był na następny dzień po podaniu środka na apetyt kiedy mała sobie podjadła więcej i to KK/, oczy, nosek, uszka wszystko OK, brzuszek, wszsytko inne obmacane ok, koteczka obsłuchana OK, dr Jacek nie miał do czego się przyczepić. Dał małej na razie tylko leki na apetyt i kazał obserwować, Koksinka przy ludziach bardzo się ożywia, natomiast w boksie zwija się w kupeczkę i wygląda okropnie smutno. Z koleżankami w boksie troszkę się pobawi ale genaralnie bardzo chce swego ludzia, bardzo chce leżeć na ramieniu i mruczeć. Miałyśmy dużo czasu w poczekalni u weta na zapoznanie się, dawno nie widziałam tak miziatego kociaka, jest bardzo podobna charakterem do Proludka

I chyba dlatego tak bardzo cierpi siedząc w boksie. Ale ponieważ bardzo się o nią martwię i jeśli chodzi o podejżenie p. i o ten francowaty koci katar będę zabierała ją do weta na bardziej szczegółowe badania. Dobrze, że na bazarku coś nie coś się szykuje bo będą potrzebne pieniążki
Nasza czarna Bajaderka ma jeszcze obłożony nosek, kroplimy jej Sulfarinol, i tak ogólnie można by rzec, że niby jest ok, ale... No właśnie ale, znowu zaczęła odmawiać jedzenia, nic jej nie podchodzi, dostaje już tak przeróżne i wymyślne frykasy i nic nie chce jeść

W sobotę też była na kontroli i oprócz tego noska w którym jest nieco glutków nic jej fizycznie nie dolega, nie mamy już pomysłu
Ptysia, jej córka, wciąż zmaga się z kocim katarem, to jeden z najbardziej wrednych wirusów z jakim przyszło mi walczyć

na szcęście Ptysia od początku jest pod opieką naszych wetów i nie jest z nią aż tak bardzo źle, oczka są poklejone i nosek zasmarkany ale mała je, dokazuje, jakoś sobie radzi. Oczka zakrapiamy Atecortinem, nosek Sulfarinolem, teraz dopyszcznie dajemy Synulox. Zobaczymy co dalej.
No i zostało maleństwo z 1P, ostatnie z dzieci koteczki z aresztu śledczego. Zaraz wkleję Wam jej zdjęcie. Proszę, nadajcie jej imię. Ja nie mam pomysłu. Może też troszkę się boję? Boję się, że jak ją nazwę to ona tez odejdzie... Mała jest w najgorszym stanie. Jest po kuracji Betamoxem i Summamedem /jak przekręcam jakieś nazwy to wybaczcie, piszę ze słuchu/. Pojedzie do naszych wetów razem z Koksinką. Tutaj potrzeba czegoś więcej, potrzeba bo chyba maleńka traci oczko

Zaszło już bielmem, tak szybko, że Atecortin nie zdołał pomóc, a ja jakoś nie zdążyłam szybciej zaregować, boję się, że mała nie będzie widziała na to oczko albo, co gorsza, że będzie trzeba je usunąć

. Ale tak myślę, że póki ona ma siłę, póki walczy, póki sama idzie do miski i je, póki wciąż żyje... to wciąż jest szansa.
Wszystkie chore kotki są czarne, czy to jakiś zbieg okoliczności? Kiedyś pewna kociara mówiła, że zdaża się tak, że w zbiorowisku kotów wirus atakuje koty jednego koloru, to znaczy, że koty tego samego koloru potrafią być bardziej podatne na tego właśnie wirusa, spotkaliście się z czymś takim?
Gdyby nie te 4 pannice nie byłoby tak źle, oprócz leczenia ich, muszę kupić za 50zł na już 2 szczepionki, mamy dwie dzikuski po sterylce do wypuszczenia na wolność, uregulowałam też rachunek za leczenie Ptyśki to 40zł, i zamówiłam 1,5 kg Animondy Kitten za jakieś 17zł. Więć znowu bardzo cieszy mnie to co dzieje się na bazarku
Cała reszta ma się nawet, nawet znośnie, jak coś kichnie to dostanie Betamoxu i jest to do opanowania, ludzki Beta Glukan chyba też się sprawdza, bo odpukać, tfu-tfu, nic się nie rozłożyło. Jakieś puchy mamy, suchego dla dorosłych też mamy, musimy kilka kociastych zastrongholdować bo mamy świerzbowca w niektórych uszach takiego, że łolaboga!
Mamy też sporo nowych kotów, do wyboru - do koloru! /oprócz rudych i tri oczywiście

/, zdjęcia nowicjuszy będą się powoli pokazywać w pierwszym poście i w moim podpisie
Ufff, trochę przydługi ten post mi wyszedł, ale musiałam nadrobić, no nie?

Wciąż proszę o nieustające kciuki za nasze kociaki!