
ale wszystkim jest weesooołoooo.......o! O! O!
Trafiłam na koszmarrrnego dermatologa (jak to wyżej opisałam !! ale jestem przeciwna podawaniu nazwisk w sieci, więc nie zamieszczam). Od pewnej Pani Profesor, znanej w środowisku mikrobiologów ( błogosławić powinnam tę moją nieszczęsną tymczasową pracę) dowiedziałam się, że lekarz, u którego byłam jest owszem dermatologiem, ale dopiero "na dorobku" naukowym i kultywuje (eh te koneksje rodzinne) zajmowanie się alergologią.
A w takim przypadku trudno mu się dziwiś, że nie widział grzybicy, ale zmiany alergologiczno-immunologiczne...czyli w tym wypadku "egzemę", a nawet ja wiem, że to bujda !!
Zostałam skierowana do Szp. Żeromskiego. Niestety dopiero w poniedziałek (sezon urlopowy trwa

). To ważne, że tam. Bo muszę zabrać dziecko, a tylko tam był kiedyś świetny oddział dermatologiczny - pediatryczny. Lekarze, na szczęście, zostali.
Mam nie podawać dziecku Jacutinu, skoro świerzba nie ma !!! Cytuję:
"żeby miała pani nawet ręka uschnąć...nie, nie i nie". (skutki uboczne + bez sensu)
Dziś
Microsporum Canis u ludzi leczy się
wewnętrznie terbinafiną, czyli lamisilem lub terbisilem w tabletkah, i to przez okres dość długi (łyka się minimum miesiąc), bo inaczej lubi powracać.
W przypadku kotów mam zostać narazie przy imaverolu, jak będę miała kasę, mogę zaszczepić Felisvackiem i jeśli wet się zgodzi - również dopyszcznie terbinafina...można dostosować dawkę. Pani Profesor leczyła także psy i koty, więc jej wierzę
Musimy jakoś przetrwać.
Wszystkim zagrzybionym (Nikagda, Berni ?) - i sobie - współczuję. A najbardziej mojej progeniturze....
Acha !!
to ważne: Pani Profesor podpowiada, że w przypadku grzybicy w ogóle, nie ma konkretnego "szablonu" kształtu i wyglądu zmian...zależy to od kondycji (

) żywiciela. Konieczne zeskrobiny, jeśli leczenie ma być szybkie i skuteczne. Oczywiście PRZED podaniem jakiegokolwiek smarowidła, które lubi wyniki zakłamać....