Witam

Dzieje się u nas,dzieje.Synuś ustabilizowany,ale w poniedziałek muszę z nim iść do lekarza,coś jest nie tak,skoro gorączka wraca po skończeniu leku.
Koty:Adaś od samego rana szaleje z piłeczkami,myszkami,papierkami,już bladym świtem przez wersalkę przeleciał jak niewidzialny tajfun.Strasznie dużo robi hałasu,najmniejszy a najgłośniejszy.
Bayer znalazł w synusiowym kubku dwie truskawki i je wszamał.Myślałam ze zawału dostanę z samego rana.Wszedł do łazienki i to co ujrzałam,nadawałoby się do sceny z horroru.Stał Bayerek na progu łazienki a jego dolna,biała szczęka ociekała czerwoną
krwią,także cała kryza pod pysiem,która powinna być biała,była uwalana na czerwono i łapeczki z przodu.Po prostu zdębiałam jak go zobaczyłam,to wyglądało jakby właśnie miał jakiś silny krwotok z pysia.
Rzuciłam się natychmiast na ratunek kocurkowi,ale jak próbowałam wytrzeć mu pysiol,to jakoś tak ładnie truskawkami zapachniało,a poza tym wew pysia nie było śladu krwi.W końcu doszłam po śladach o co tu tak na prawdę chodzi.
Ale kawy dzisiaj rano nie musiałam pić,cisnienie mam rewelacyjnie wysokie.
Beza zasikała w nocy pół kuchni,drugie pół zaminowała kupami.Jak już
ogarnęłam Bayera,poszłam po mojego ostatnimi czasy nierozłącznego,przyjaciela MOPA.
Potem to już była nuda:napełnianie miseczek,sprzątanie kuwet,odnajdywanie telefonu stacjonarnego w futrze Foresta i uzupełnianie jego
wysokościowych misek,mycie oczek -Maja,Bayer,Sasza i zamiatanie żwiru z podłóg.
Teraz chyba się ubiorę i pomyślę o śniadanio/obiedzie dla nieofutrzonej reszty
