Rademenka pisze:Sonata - co by zmieniło, jakbym napisała "25" albo "38" albo "15"? Czy jakbym usiadła przez pół godziny i spisała i policzyła uważnie wszystkie kotki z jakimi miałam do czynienia u siebie czy opiekując się w ośrodkach - to by coś wniosło innego do sprawy oceny jak zachowała się Emilka?
Marzenia 11 - oj znam to znam, mój kocur, ten rezydent co jest nadal u moich rodziców potrafił wyskoczyć często z boku, i zarówno wbić się jak i wgryźć się w rękę do krwi i szycie też bywało niezbędne. Dlatego wychowują go dorośli odpowiedzialni ludzie a ja moich dzieci nie zostawiam z tym kotem bez opieki nigdy i nie wzięłabym go do siebie do domu mając dzieci.
To, co zrobiła wtedy Twoja kociczka to była agresja - agresja z przeniesienia. Nie dostał kocur, dostało się Tobie. Zdarzyło się raz - niemniej jednak agresją było. Przykre słowo ale też nie można czasem nie nazywać rzeczy po imieniu.
Kot do dzieci to kot - który na lęk i strach reaguje długo defensywnie - chowa się, ucieka, prycha, odwraca itp - bo jego tolerancja na stres jest dużo większa. Kot, który na lęk reaguje od razu albo w krótkim czasie agresją - jest agresywny. Tak, brzmi przykro ale taka jest prawda. Nie jest kotem złym ani kotem nie do adopcji. Ale jest kotem z agresją lękową który może być w określonym domu w określonych warunkach.
Zwierzę jest zwierzęciem i często o doświadczeniach tych zwierząt nie wiemy nic. Jeśli coś zrobiło jednego dnia - to zrobiło. Nie ważne czy minie rok czy dwa czy trzy - jeśli ma skłonności do takich zachowań to w identycznych okolicznościach zrobi to samo. Te okoliczności mogą nigdy nie wystąpić - ale jeśli wystąpią - zachowa się identycznie bo tak jest zwarunkowane, to nie człowiek, którego da się wysłać na terapię. I ja jestem pod tym względem bardzo zasadnicza - uważam, że adopcje zwierząt o których przeszłości nic nie wiemy powinny być ostrożne. A do dzieci szczególnie. Jeśli ktoś chce mieć trudnego kota w domu z dziećmi - to ma prawo tak zadecydować. Ale ja bym nie zadecydowała i nie wyadoptowałabym takiego kotka do takiej rodziny, nawet jakby mnie naszły wątpliwości po 10 minutach. Bo dorosły człowiek ma prawo podjąć samodzielną decyzję czy chce dalej pracować wiedząc, że jest ryzyko - ale nie ma prawa takiej decyzji i takiej odpowiedzialności przenosić na dziecko. Bo dziecko jest dzieckiem.
Tak, fajnie się mówi, że "mój kot jest trudny ale ja z nim pracuje i dziecku się nic nie stało". Tak się mówi do czasu jak się stanie. Bo potem całe życie rodzic ma pretensje do siebie.
Może właśnie za dużo widziałam takich sytuacji - ale jestem tu zasadnicza. Mau - proponuję Ci zadzwonić kiedyś do Agnieszki Faber-Wojtków z dogadajciesie.pl i zapytać z iloma dziećmi pracowała w programie "strach ma cztery łapy" i zapytać z iloma dziećmi bojącymi się zwierząt i skrzywdzonymi przez zwierzęta pracowała? ile razy można było przeczuć, że coś jest nie tak ze zwierzęciem po jednym dniu. Czasem nawet po jednym drobiazgu, jednej chwili, która - gdyby ktoś wiedział i rozumiał - była znacząca do prostej decyzji - to nie ten dom. Zapytaj jej ile razy wolontariusze czy ludzie tłumaczyli sobie, "że to ten jeden raz, że można pracować". Tragiczny przykład - koleżanki z pracy. Pies też miał "wyskok" - ale przecież z przeszłością, zaufa, potrzeba czasu. I dostał czas...osiem lat, aż osiem lat. Będąc cudownym psiakiem zaufanym do dzieci. Aż raz przed wakacjami dziecko poszło się z pieskiem pożegnać. 8-letnia dziewczynka którą znał od urodzenia - w tej chwili po wielu operacjach plastycznych. Chcesz nazwisko na priv? Chcesz może porozmawiać z tą matką? Zobaczyć zdjęcia z pogryzienia? A może tej matce też jakiś "odpowiedzialny" wolontariusz powiedział, że jest niepoważna, bo nie chce dać psu szansy po jednym dniu czy dwóch dniach wątpliwości które były jak pamiętam? Co z tego, że minęło bezproblemowo aż 8 lat. A może wystarczyło, że osiem lat temu ten pies trafiłby do innego domu. Z innym opiekunem. A może, niestety, zostałby w schronisku? Byłby smutny, byłby w depresji? Pewnie tak - ale dziecko nie byłoby okaleczone teraz. Widocznie mało widziałaś, naprawdę - jak widać łatwo Ci przychodzą osądy bo dobro zwierzęcia jest dla Ciebie najważniejsze. Dla mnie ważne - ale nigdy nie najważniejsze przed człowiekiem. I nie ma znaczenia jak bardzo rzadko zdarzają się takie sytuacje - wydając komuś zwierze do którego są jakiekolwiek najmniejsze wątpliwości zawsze ryzykujesz - że to będzie ten jeden przypadek raz na tysiąc, kiedy złe przeczucia się mogą sprawdzić. Bierzesz za to pośrednio odpowiedzialność, zwłaszcza jako wolontariusz. Tak, ja wiem, że zgodnie z tą zasadą można by nie wyadoptować żadnego zwierzęcia z przeszłością - ale ja jestem nauczona nie lekceważyć żadnych sygnałów jakkolwiek nietypowe by się wydawały. I wolę sto razy przesadną ostrożność niż raz czegoś nie dopatrzeć. Każdy kot, który by drapał, gryzł - ruszany, goniony, zagoniony w róg, po całym repertuarze prychania, zwiewania, jeżenia się itd - jest dla mnie kotem, który może być w domu z dziećmi i dzieci trzeba uczyć szacunku do zwierzęcia. Natomiast każdy kot - który atakuje "na zaś" w zalęknieniu czy trudnych sytuacjach - to kot do odpowiedzialnego i świadomego i dorosłego opiekuna i nie ważne czy demonstruje te zachowania po 5 minutach czy po 5 tygodniach.
Rademenka pisze:Oczywiście, że mówiłam wcześniej, iż szukam kotka do dzieci i na dokocenie i oczywiście, że się upewniałam nt osobowości zwierzęcia. To nie była moja pierwsza wizyta tam tylko czwarta w temacie. Zadzwoniłam do Pani wolontariuszki (to była Revontulet a nie Ty) PRZED decyzją i wypytałam o wszystko. Tak - pani K. podała mi inne kotki do wyboru ale żadne z nich nie było czarno-białą kotką - tak - pytałam o czarno-białą kotkę, nie kocurka. Takiego kotka szukałam i miałam do tego prawo. Pan Kierownik odesłał mnie do szpitala - abym zerknęła jeszcze na koty która już kończą tam pobyt i mogą kończyć leczenie w domu. Tam poznałam m.in Emilkę i PRZED decyzją - napisałam jeszcze raz wiadomość do pani K. którego kotka chciałabym wybrać jeszcze raz z zapytaniem, czy widzi jakiekolwiek przeciwwskazania do domu z dziećmi i czy jest coś co powinnam o kocie wiedzieć w temacie jego relacji z innymi kotami, zachowań itp. Nie widziała i nie namawiała mnie po wyborze Emilki na żadnego innego kota. I nie mam do niej absolutnie żadnej uwagi bo poinformowała mnie o wszystkim o co zapytałam. Więc nie pisz kłamstw skoro nie byłaś w temat osobiście zaangażowana.
Po drugie - Emilka nie jest na obserwacji w temacie wścieklizny bo po pierwsze jest po kwarantannie i nie miała możliwości zarażenia się już po, po drugie przed zabiegiem przeszła wszystkie testy, po trzecie nie była po zabiegu na bloku ogólnym, po czwarte została przeciwko wściekliźnie szczepiona - więc jeśli przed napisaniem postu nie zerknęłaś nawet w dokumentację - to tylko świadczy o Twoim braku kompetencji.
Nie komentuj w ogóle "jednego drapnięcia" bo jak widać nie zrozumiałaś o czym pisałam od początku. Masz jakiekolwiek uprawnienia zawodowe, żeby się na ten temat w ten sposób wypowiadać? Nie masz. Dobre chęci niestety nie wystarczą bo zwierzę w domu, zwierzę wyadoptowane to jest ogromna odpowiedzialność - o czym jak widać nie masz pojęcia bo to nie Ty na koniec dnia ponosisz odpowiedzialność za zwierzę które wyszło ze schroniska. Żadna fundacja, żadna klinika z uprawnieniami do adopcji i terminowania zwierząt ani żaden DT nie zignoruje tego typu wątpliwości i są bardzo wyczuleni na zachowania zwierząt. Tak, chciałam dać dom zwierzęciu ze schroniska bo koty fundacyjne zazwyczaj mają dach nad głową, nie klatkę i mają lepsze warunki bytowania do czasu znalezienia DS. Ale tak, drugi raz tego błędu nie popełnię - nie będę wchodzić w kontakt ze schroniskiem dopóki nie upewnię się co do kompetencji i rozwagi (i uprawnień zawodowych) osoby, z którą będę chciała się kontaktować.
Nie będę kontynuować tej rozmowy - bo moim celem odezwania się do Was nie było wszczynanie awantur- tylko opis sytuacji, który tylko mówi o fakcie, że zwierzę może się zachować w sposób nieprzewidywalny i warto to wiedzieć aby rozważnie dobrać mu dom. Od tego momentu w tej sprawie jestem i będę w kontakcie z osobami upoważnionymi, czyli z kierownikiem placówki i weterynarzem, który się kotkiem zajmuje. Nie omieszkam przekazać, że kwestionujesz bardzo mocno ICH (nie moją) decyzję o skierowaniu kota na obserwację. Jeśli reprezentują poglądy podobne Tobie na pewno powiedzieli by mi do słuchu (a dostali moją opinię na piśmie) a nie kierowali kota na obserwację MIMO mojej uwagi, że być może to nie jest konieczne i wystarczy nie kierowanie kota do domu z dzieckiem. Możesz osobiście ich o to zapytać - bo mimo soboty i ruchu zebraliśmy się na chwilę w trójkę (ja, pan kierownik, pani wet) żeby się na spokojnie zastanowić. Nie widzę powodu abyś przekazała im swoje argumenty z prośbą o przywrócenie Emilki do bloku ogólnego. Jeśli są bardziej rzeczowe niż moje (a swoje przedstawiłam w sobotę i chętnie Cię poprę, jeśli sobie życzysz - ale moje nie wystarczyły) to zapewne się zgodzą.
Dla mnie koniec tematu. Pozdrawiam.
Rademonka - czy Ty widzisz coi piszesz? Rozumiesz to?
Twoje poglądy i przekonania są kompletnie niespójne z Twoimi działaniami.
To co dla mnie jest niespójne zaznaczyłam kolorem czerwonym i niebieskim.
Skoro jestes osobą zasadniczą, dla ktorej dobro dziecka jest wazniejsze niż dobro zwierzęcia, skoro masz taką wiedze na temat zwierząt, wiesz, że przy adopcji kotow z nieznaną przeszłoscią trzeba byc bardzo ostrożnym, zwłaszcza do domu z dzieckiem, znasz wiele przykładów to uzasadniających to
dlaczego przyszłas w ogole do schroniska po kota????Częściowo odpisałaś - chciałas dac dom kotu ze schronu, bo wiesz, ze w domach tymczasowych i fundacjach koty mają lepiej.
Ale w związku z tym pytam: czy Ty wiesz czego w ogole chcesz? Czy zdajesz sobie sprawę , że albo kierujesz się dobrem dziecka , albo współczuciem dla zwierząt w schronie?
Połączenie tych dwóch kwestii wg Twoich przekonań i takiego jakie masz podejścia, jest po prostu niemozliwe, bo kazdy dojrzaly, dorosły człowiek wie, ze:
-w schronisku są koty, psy najczęsciej z nieznaną przeszłością
-w schronisku trudno jest dobrze poznac kota chocby z racji tego, ze nikt nie jest z kotem kilka godzin dziennie ale też dlatego, ze schronisko nie jest miejscem, w ktorym może się ujawnić cała gama zachowań kota
-ponadto każdy kto zajmuje się jakkolwiek zwierzętami wie, że działają one w dużym stopniu instynktownie. I że trzeba odróżnić zachowanie instynktowne od osobowosci, cech charakteru, temperamentu zwierzęcia. O tym za chwilę.
Decydując sie na kota ze schroniska trzeba brac pod uwagę to co o nim wiadomo, co zaobserwowano, opinie pracowników schroniska i wolontariuszy ale jednoczesnie mimo tych opinii trzeba mieć wiedzę i swiadomość, ze kot może zaprezentować inne zachowania, korych nie pokazywał w schronie. Trzeba bezwględnie przestrzegac zaleceń ze schroniska dotyczących wprowadzenia kota do domu, zapoznawania go z rezydentami i pozostałymi czlonkami rodziny (dziecko, starsza osoba, mąż, partner).
Ty zignorowałąś wszystko. Poza tym uparłas się na adopcję Emilki. Popełniłaś wiele błędów we wprowadzeniu kota do domu, poznaniu go z kocim rezdyentem i ze swoim dzieckiem. Popełniłaś błędy w interpretacji zachowania kota w efekcie czego nadałąś kotce etykiete agresywnej = czyli wydałas na nią wyrok w schronie.
Takie Twoje zachowanie, twoje długie, wielgasne posty pokazujące wiedzę, doświadczenie, podpieranie się wieloletnim osobistym doświadczeniem w posiadaniu kotów i w pomaganiu kotowm w róznych ośrodkach, podpieranie się tez doświadczeniami Autorytetów
w połączeniu z tym co zrobiłaś daje podstawy, aby mysleć, że masz niespójną, niedojrzałą osobowość , albo nawet można się posunąc jeszcze dalej.
I wiem co piszę - jestem psychologiem klinicznym z kilkunastoletnim doświadczeniem w pracy w psychiatrii.
Zastanów się nad sobą.
I wrócę do
istotnej różnicy między zachowaniem a byciem kimś
Koty to zwierzęta kierujące się głównie instynktami. Zachowanie instynktowe ujawnia się bardzo silnie zwłaszcza w sytuacjach deprywacji potrzeb, poczucia zagrożenia.
Gdy kot poczuje się zagrozony bedzie się bronil.
Gdy poczuje, ze pojawił sie konkurent też będzie na to reagował.
O takich sytuacjach mówimy, ze kot wykazał
zachowanie np. agresywne.
Żeby powiedzieć, ze kot
jest agresywny musi sie on cały czas bądź wiekszość czasu zachowywać agresywnie. czyli praktycznie wiekszośc prezentowanych przez niego zachowań sa to zachowania agresywne: grożenie, straszenie, atak - czyli syczenie, warczenie, walenie łapą, gryzienie, drapanie, wycie, prychanie. Caly czas bądź wiekszośc czasu.
Dwukrotne podrapanie jest zachowaniem agresywnym, a nie świadczy o tym, ze kot jest agresywny.
Rademonka - jeśli dasz klapsa, raz, dwa czy trzy swojemu dziecku to juz mogę o Tobie powiedzieć, ze stosujesz przemoc w domu? Jeśli krzykniesz, nawet kilka razy, na swoje dziecko to mogę powiedziec, ze jestes agresywna? Jesli Twoje dziecko ze strachu zsika się w majtki to znaczy, ze ma problem z moczeniem się? Naprawde nie widzisz różnicy między zachowaniem a byciem jakimś?
I tak dalej, i tak dalej
Moja Milenka nie jest kotem agresywnym. Po prostu zachowała się agresywnie.
Moja Mika wykazywała agresję lękową. Była kotem agresywnym. Natomiast teraz na zagrożenie reaguje ucieczką a nie atakiem.
Generalnie zwierzęta częściej będą uciekać a atakują gdy nie mają możliwości ucieczki.
I wiem co piszę - kończę studia na kierunku "stosowana psychologia zwierząt".
edit: literówki