Dobrze że Baba nie wróciła. Może wiosną?
A mój dzielny mąż złowił dziś małego rudzielca z Nowogródzkiej

On coś w sobie ma...
Otóż byliśmy tam wczoraj (ze 3 razy), dziś o 10, o 15 i o 19

Wcześniej malucha nie było, a jego starszy brat już przestal nawet reagować jak zaglądaliśmy do budki. dopiero po 19 okazało się, że siedzi w budce (na dachu śmietnika

)Mąż przystawił krzesełko, zajrzał do budki i.... złapał gościa ...."w locie"
Następnie mało nie zginąła schodząc ze szkieletu stołeczna z drącym się i miotającym sie maluchem. A potem mało nie zabiła go karmicielka, która rzuciła sie na nas z laską i krzykiem "kto nam pozwolił łapać tu koty!!!" Pani ma ok osiemdziesiątki i jest dzielna, po prostu nas po ciemku nie poznała i broniła kotów własną piersią
Kić pojechal do Justine - dzielny z niej treser. Rano napisala mi rozpaczliwego smsa " kota nie dość że darła sie przez całą noc to skacze na wysokość 2 m i nasikała do jedzenia. Dzicz najdziksza z dzikich" A jak przyjechałam o 19 (zobczyc czy kota Justine przypadkiem nie zagryzła

) to kota dala się już bez oporu głaskać. Jeszcze nie mruczy,ale jest spokojniejsza.
Kić rudy miał byc towarzystwem dla wczorajszek koteczki. Na powitanie zaczął rzucać się na okno, na drzwi i krzyczeć głębokim głosem "natychmiast chcę wracać !!!!" Nasikał "w biegu" na podłogę
Boszzz, mam nadzieję, że Justine wytrzyma...