O mało co nie porwałam kotki sąsiada, drobnej łagodnej czarnulki z białymi dodatkami.
Jest wychodząca: gdy wyjdzie wieczorem, to do rana nikt jej do domu nie wpuści, lato czy zima
Co roku ma kociaki, które znikają w tajemniczy sposób. Właściciele niezainteresowani sterylką (
no trzeba by... ale rzadko ją widzimy...)
W sobotę wieczorem zobaczyłam koteczkę na poboczu, miauczała cichutko, pozwoliła się wygłaskać,
nie wyglądała na ciężarną, bardziej na to, że ma rujkę.
Wyłożyłam trochę "dyżurnego" Whiskasa, poprosiłam, żeby chwilkę poczekała i pobiegłam po transporter. Niestety, nie poczekała.
Obok tej drogi jest niezagospodarowany teren, porośnięty chaszczami, być może tam koci się każdej wiosny...
Szukałam jej tam też wczoraj wieczorem, bez skutku, ale pozostawione jedzenie do rana zniknęło. Będę jeszcze próbować, może pozwoli się zobaczyć.
Na działce na środku ścieżki leżał zagryziony rudzik
Mały kolorowy ptaszek (fotka z Wikipedii):

Przez chwilę serdecznie nienawidziłam kotów.
Zawinęłam biedaka w chusteczkę i zakopałam.
Rudziki źle wybrały sobie teren lęgowy
