Te panie to były ze szkoły, przedszkole jest kawałek dalej, ale one pracują tylko pon. - pt. i w weekend też by nie dawały, dodatkowo to nie mam pewności, że będą na pewno dawać, bo po jakimś czasie przestały i już się nie interesują. Lepiej, jak ktoś tam mieszka.
A ta dziwna kobieta mnie obserwuje z okna, jak idę kotom dać jeść. Nie mam pojęcia o co jej chodzi. Ona wie, że nie będziemy mogli tam już chodzić codziennie od listopada, te koty nie przeżyją zimy bez karmiciela. Ponadto ta kotka biało-czarna, która mi uciekła z klatki, to chyba jest spod jej bloku, bo p. Wanda też mówiła, że ona nie jest z jej bandy, tylko skądś przychodzi. Kotka urodziła 4 kociaki podobno, 2 porzuciła, ale ktoś je przygarnął i żyją - to jest kilka klatek dalej, muszę zdobyć nr telefonu.
No i zadzwiwia mnie ten żądający ton od ludzi, że ja wszystko MUSZĘ. Po prostu nie mogę się nadziwić, co w ludziach siedzi i że oni nic nie muszą, a ja i owszem
Dom na tego malucha z Reala mi się nie odzwywa, a też teraz nie mam czasu go łapać. Bo ja MUSZĘ karmić koty w 5 różnych miejscach, bo nikt się na stałe nie podejmie, przecież to takie straszne dawać jeść kotom, normalnie kula u nogi, jeszcze jak trzeba z mieszkania zejść po schodach, a ja latam po całych Tychach i jeszcze w pracy na Woli całą kopalnię obejdę. I żyję i te koty też.
Próbuję tam na Edukacji znależć ze dwie osoby, bo wtedy jest łatwiej, jedna pani tam daje jak może, prawie codziennie, ale to nie jest porcja dla wszystkich kotów. Potrzebna jeszcze jedna osoba.