Baba i Tadzik nadal u meggi, choć wczoraj miałam po nie jechać.
Tak zdecydowała meggi.

Rozumiem argument meggi, taka przeprowadzka i zmiana otoczenia byłaby stresem dla półdzikiej koteczki.
Ale samopoczucie meggi jest równie ważne...
a ja sobie radzę z dzikimi-dzikimi całkiem nieźle (zazwyczaj trafiały mi się koty do oswajania). Na pewno stres dla kotki nie byłby tak duży...
mziel52, dzięki za foto.
Mogę wystawić Tadzika na allegro.
A teraz wracamy na Powązkowską.
Zostałam Tymczasową Karmicielką.
Jedna z pan wyjechała do sanatorium na 2 tygodnie i przejęłam pod opiekę jej 'rewiry'. Będę miała okazję przekonać się na własnej skórze, na czym polegają 'blaski i cienie' bycia karmicielem.
Koty dokarmiane są w trzech miejscach:
na zapleczu garażu,
przy piekarni
i tuż przy bloku pani karmicielki.
To trzecie miejsce jest niestety dość kontrowersyjne - dużo ludzi i psów, ale niestety, dwa koty tam czekają... Od kilku lat ich stołówka mieści się właśnie tam...
Dziś pod blokiem miałam pierwsze niefajne zderzenie z sąsiadem nielubiącym kotów, który naburczał na mnie z zapytaniem "czy nie mogę ich dokarmiać u siebie w domu? albo u siebie pod blokiem?"
Zobaczył obcą osobę stawiającą karmę tuż przy scianie swojego bloku i zaczął się pieklić. Próbowałam coś tłumaczyć, ale chyba nie okazało się to najlepszym pomysłem...
W każdym razie koty jeść dostały. Oprócz znajomych kotów zobaczyłam coś szczupłego, trikolorowego. Niestety, bardzo szybko umknęło to coś przed moim wzrokiem...
Zobaczymy, jak mi dalej pójdzie.
