martka pisze:Dopiero teraz przeczytałm post amms o wecie
Przepraszam, ale nie zaywazyłam wcześniej. W związku z tym nie była u weta.
Nie znam się na oczach persów, ale wiem, że im trzeba przemywać oczy z brunatnej wydzieliny i tak będzie w tym przypadku. Siersć pod oczkami ładnie wczoraj umyłam, a dzisiaj znowu coś się nazbierało. Uważam, że nie jest źle, ale na pewno dobrze, aby wet zobaczył.
O wecie ja też miałam pamiętać, amms mówiła mi przez telefon. Ale zapomniałam

Później pomyślałam sobie, że jest niedziela wieczór a już we wtorek kota trafi do Edziny więc ten jeden dzień nic nie zmieni a po co ja dodatkowo stresować. I tak dużo podróżuje w krótkim czasie. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieć tego za złe.
Ogólnie cała podróż niedzielna pełna była emocji i niespodzianek. Umówiona byłam z gościem mailowo, wyjeżdżając z Opola wysłałam smsa, że startujemy. Niestey nie zauważyłam, że sms nie dotarł do adresata... Dojechaliśmy do Głubczyc, wgramoliłam się na 4 piętro z transporterem i... i pocałowałam klamkę

W domu nie było nikogo. No to łapię za komórkę - zdzwonię - "abonent ma wyłączoną komórkę lub jest poza zasięgiem"

Ręce mi opadły, mówię no nic, orżnęli nas na trzy i pół stówy i wsio. Dzwonię do amms, na szczęście miała jeszcze nr do TŻetki faceta. Powiedziała, że zaraz podjadą pod Lidla. Po kilkunastu minutach widzę - idzie laska i tacha kota pod pachą

. Wpuściłam małą do transporterka, zamknęłam w aucie. Czekamy na gościa - poszedł po książeczkę. W między czasie pogadałam trochę z dziewczyną - na to wygląda, ze faktycznie wyjeżdżają za granicę. Ale z rozmowy doszłam też do wniosku, że kupili sobie zabawkę

Nie wiedziała czym i kiedy kotka była odrobaczana, o zdrowiu kota nie wiedziała nic. Padły słowa, że "to to trzeba czesać co drugi dzień", że przy dziecku to bardzo trudno dbać jeszcze o kota ale żeby nie wyjazd "nie pozbywała by się jej". Gdy facet przyszedł z książeczką, zajrzał do auta. Zobaczył transporter: "O! To macie klatkę!? Nie będzie musiała jechać pod siedzeniem!"
No to się pożegnałam. Jechaliśmy do Wrocka przez Nysę - musiałam zahaczyć o nowy dom naszej schroniskowej Tosi. Mała troszkę popłakiwała bardzo skrzypiącym głosikiem. Wzięłam na kolana transporter i miziałam. Uspokoiła się i przysnęła. W spokoju dojechaliśmy do martki. Sierść pod oczami była bardzo brudna, oni raczej tego nie przecierali. W sumie chyba nie mieli pojęcia jak o kota się dba. Do tego mała miała dość brudne uszka

U martki kotka się straszliwie trzęsła ale saszetką KiteKata nie pogardziła
No a resztę już znacie...
Cieszę się z tej akcji. Oni oddali by ją każdemu kto by zapłacił...