Minęła szybko, jak chyba każdemu kto musi rano się zwlec do pracy...

Dla Bessi chyba też, słyszałam jak tupta po podłodze swoimi małymi nóżkami. Popiła wody, przegryzła coś, poszła do kuwetki, posiedziała na krześle... Aż w końcu postanowiła przyczaić się na skraju łóżka, tak by nikt jej nie zauważył, na samiutkim rogu... No i tak podrzemała chwilkę. Ale rano żebyśmy sobie za dużo nie myśleli to bach za kanapę...
Ale jakże ona grzeczna i delikatna, wychodzi zza tej kanapy, podchodzi nieśmiało i robi 'miau' z pytaniem w oczach... chciałaby wskoczyć na łóżko a boi się. Jak tak sie nią pogada chwilę to wskakuje.
Wczoraj już widziałam, że miała taką chęć wleźć na kolana... ale jeszcze za dużo niepewności więc tylko głasianko i mizanko... Teraz już właściwie nie trzeba czekać długo żeby wyszła zza kanapy. Tak średnio co 30 minut robi się za nudno i trzeba wyjść żeby pogłaskali i podrapali za uszkiem... No to drapiemy i głaskamy bo i cóż nam pozostaje jak przychodzi i patrzy na nas tymi swoimi oczyskami

.
Dzisiaj zakupiłam drugi drapak, taki naziemny, żeby założyć na kawałek wersalki, może się do takiego przekona. Bo ten z budka omija na razie. Zagląda do środka, ale na górę nie skoczy. Wczoraj jak schodziła z łóżka weszła na niego. Siadła na tej budce, sprawdziła łapką dyndające sznureczki z koralikami, potem ząbkami... Więc powoli nieśmiałość znika
A ja i TŻ już na zabój w niej zakochani...
