Dziewczyny, ja nie bronię naszego schronu, bo samam mam zastrzeżenia, ale...
"Kotowy" jest jeden pracownik. P. Gosia, która staje na uszach, żeby ratowac te nieszczęścia... Ostatnio znów zabrała do siebie dwa staruszki. Klatki są faktycznie wyłożone gazetami. sprzatanymi codziennie, lub częściej. No nie ma kocyków, to fakt
Duzo zawdzięczamy idiotom przynoszącym koty hurtowo, w sezonie maleństwa, zazwyczaj takie 2-4 tygodniowe (już widza więc mozna

). Maleństwa nie mają szans.... razem z Bianką i Agą wyciągnęłyśmy w tym roku kilkadziesiąt takich malców, wielu się nie udało uratowac mimo chuchania i najlepszej opieki.
W schronisku jest po raz chyba 5 w tym roku p. Mimo ciagłego odkażania i kwarantanny, po prostu znowu któryś kicior przyniósł.
Jakie mam główne zastrzeżenia- do wetów. Oni za szybko spisują na straty, zresztą nie tylko koty. Może to wypalenie zawodowe... Po drugie brak odpowiednich pomieszczeń (taka wieczna prowizorka, bo "będzie przeprowadzka i juz nie warto budować"). Z tym, że koty to jeszcze nic. Najgorsza jest psia izolatka, brrr.... No i za mało pracowników do kotów.
W tej chwili mam w domu dwa ciężko chore kociaki i nie wezmę żadnego nowego, bo ostatnio straciłam 3 maluchy i póki sie nie dowiem na co, nie zaryzykuje..
Aha- adoptując kota macie prawo do darmowego leczenia i badań, tylko czasem trzeba troche popatrzeć na ęce wetom i się podomagać np. badań krwi.
P.S. Strasznie mnie dziwi to co usłyszałaś o kotach ze złamanymi łapkami

bo jednak zazwyczaj weci starają się mimo wszystko dbać o chore zwierzaki....