ewar pisze:(...)Zadzwoniła do mnie znajoma ( forumowiczka !!) i zwróciła uwagę, aby nie wyłapywać kotów z działek, bo one tam mają dobrze.
Usłyszałam też, że wolno żyjących kocurów nie kastruje się, że to zbrodnia.Czy tak? Może ktoś mi odpowie, bo ja na wolno żyjących znam się mało, trafiam zwykle na domowe, wyrzucone(...)
No pewnie, mają superowo. Tak może powiedzieć ktoś kto nie ma odrobiny wyobraźni, skoro fakty też nie przekonują. Śmiertelność jest ogromna, ale skoro ktoś uważa to za selekcję naturalną, ma do tego prawo. Ja mam inne zdanie. Ostatnie przypadki u nas: niewykastrowany kocur zagryzł kilka maluchów, psy rozszarpały kilka kotów, nie chcę już nawet myśleć ile z nich zmarło zimą z powodu niskich temperatur.
Nie wszystkie działkowe nadają się do adopcji, ale wiele wręcz garnie się do człowieka. Chociaż są też wyjątki. Dla mnie przykładem jest Karolek. Ja już nie wypuszczę tego kota. Wygląda nieciekawie, wciąż jest brudny, bo ślini się i nie doczyszcza. To płochliwy kot z działek, ale do mnie zawsze wychodzi i wita się. To kot, który jest bardzo niezaradny życiowo, taki gapa, niemota. Na wolności nie dałby sobie długo rady. Teraz jest bezpieczny i widzę po nim, że bardzo sobie ceni ten bezpieczny azyl. Na wolności, raczej wcześniej niż później uległby tak zwanej selekcji naturalnej.
Wykastrowane kocury nie wdają się tak często w bójki co zmniejsza ryzyko infekcji, powikłań, w efekcie chorób nerek. Są ostrożniejsze, myślą o zdobywaniu pożywienia a nie zaspokajaniu popędów. Dzięki temu nie tracą energii tak potrzebnej do utrzymania zdrowia. Nie przenoszą między sobą chorób drogą płciową. Nasz działkowy Rudy po kastracji stał się kotem bardziej ,,stacjonarnym" wciąż gdy jestem na działkach to widzę go po sąsiedzku na tarasie domu u Pani, która też dostała od nas karmę, żeby go i kilka innych kotów karmić. Wcześniej się włóczył, teraz się zadomowił i z pewnością jest bezpieczniejszy, bo rzadko opuszcza ogrodzony teren. Wiosną wygrzewa się w słonku zamiast uganiać się za kotkami, łapać choroby np. białaczkę, którą drogą płciową można załapać, nie gryzie się z kocurami.
No, ale skoro niektórzy uważają za zbrodnię podarowanie kotu lepszej jakości życia, to ja nie będę wdawała się w dyskusję, bo nie chcę się zdenerwować, a wzajemnie do swoich poglądów się nie przekonamy.
Ja mam kilkuletnie, a więc niewielkie może jeszcze doświadczenie z kotami działkowymi, ale robię to systematycznie, potrafię wyciągać wnioski z własnych obserwacji, a wnioski te nasuwają tylko jedną refleksję: kastracja jest czymś bardziej humanitarnym niż przyglądanie się ile maluchów na wolności nie dożywa do wieku dojrzałego.
I nie jestem zwolenniczką wyłapywania wszystkich kotów, które spotkam na swojej drodze, ale dbam o zabezpieczenie ich losu, poprawy jakości ich życia a kastracja jest jednym z głównych czynników w tych staraniach.
ewar pisze:Usłyszałam, że miała tam dobrze, że była podkarmiana i po co ją było zabierać? Na moje, że bez oczka, że potrzebna była operacja, że miała świerzb taki, że aż miała poszarpane uszka, ma białaczkę i że była NIE WYSTERYLIZOWANA była odpowiedź "no to co".Działkowe tak mają, ale są szczęśliwe
Ręce mi opadły, nie będę komentowała.