Kotki pilnie potrzebują pomocy transportowej. Rosną przerażająco szybko. Dziś jeden z nich,nie mogąc się doczekać, aż włożę karmę do misek i zestawię (zrzucę) na daszek, prawie wskoczył na wiadukt. Zabrakło mu dosłownie kilku centymetrów. Wczoraj widziałam dzieci, które bawiły się z jednym z kociaków sznurkiem. Niestety, dzieci była czwórka, koty je interesują...oby nie przyszło im coś głupiego na myśl.
Próbowałam namówić wczoraj mojego małża na przejazd trasą Gdańsk - Białystok - Gdańsk, ale postukał się po głowie. To jednak są bardzo duże koszty.
Tak sobie policzyłam 450 km x 2 = 900 km. Samochód pali 8 litrów na 100 km. Więc 9 x 8l x 4 zł i wyszła mi zawrotna suma 288 zł. Ale z drugiej strony tu chodzi o życie czterech kociąt i matki, która po odwiezieniu kociąt zostanie w Gdańsku, w domu wychodzącym. To jak się podzieli na 5 szt. to wyjdzie 57.6 zł na kotka. Dzięki temu każde kociaste będzie miało zapewniony dom, jedzenie i bezpieczeństwo.
Jeśli ktoś może wspomóc, to czekam na sygnał. W grę wchodziłby ten tydzień, jeśli oczywiście nie znajdzie się inny transport.
A tak w ogóle, to od soboty jestem w lekkiej euforii. Lekkiej, bo wiem, że jeszcze wiele niewiadomych, np. złapanie wszystkich kotków, przetrzymanie ich, transport.
Ale anioły zesłały nam J.D. o wielkim sercu. Jak dobrze, jak dobrze, jak dobrze