Dzisiaj DeeDee została potraktowana dwoma rodzajami lasera - wiekszym i mniejszym oraz igiełką w łapę.
Przy igle sie pienila ze złości - bo jakże ktoś moze jej orzy łapie gmerać.
do laseru procedura każe założyć specjalne niebieskie duże okulary - ustrojona pańcia wywołała szok na pysku kota i troszkę początkowo zastygła zdziwiona, ale nie na dlugo. Warczeniom w różnej intonacji, buczeniom i sykom nie było końca.
Apogeum zniecierpliwienia kota było, gdy do lapy z igłą wet przyłożyła tez laser - DeeDee po chwili spojrzała na wet intensywnym wzrokiem po czym wykonała pyszczkiem ruch wraz z dźwiekiem oznaczającym oplucie. Nosz normalnie się zawstydziłam za kota. W domu tez tak ma jak ma już ktorejś kocicy dosyć.
Wet widzi poprawę - zmneijszył się, a nawet zszedł obrzęk, ktory był na tyle duży, ze zasłaniał część gardła. Teraz jest dopiero normalne plazmocytarne zapalenie dziąseł
Tyle że nie wiadomo skąd ta poprawa - czy od pędzlowania pyszczka, czy od biologicznej terapii, czy od jednego i drugiego.
Dbrze, że jest.
Następny laser w poniedziałek.
Dopieszczana Notusia czuje sie lepiej - też dokarmiam stadko whiskasem na kłaki. Pewnie to też daje efekt, bo dzisiaj nie było wymiotów.
Nutulek znow na warcie na skraju mojego łózka.
Milenka troszkę zaniedbana w głaskaniu, chciałaby przyjśc i się przytulić, a tylko krązy koło łózka.
Mika szaleje za dzyndzlem - fruwa jak ptaszek w powietrzu
