Jakos tak sie zbieglo, ze wczoraj wlaczylam w kontakt Feliway`a [wygrana w Krakvecie pozwolila na `fanaberie`

] i juz wczoraj Mbati opuscil na dluzej swoje wyzyny nakredensowe.
Mysle jednak, ze to jeszcze nie efekt Feliway`a, a raczej... czesania. Mbati linieje na potege, wylazi z niego wiecej klakow niz z niejednego persa, wiec zaczelam go szczotkowac. Strasznie sie chlopakowi spodobalo - nagabuje mnie teraz ilekroc pojawie sie w kuchni.
Sagala za to ma jakas swedziawke. rozdrapala sobie kark, szyje i podbrodek. Nic na tej skorze nie ma - zadnego grzyba, tym bardziej pasozytow. Co prawda nadal tluczemy swierzba, ale nie powinno to dawac takich skutkow. Ze wzgledu na watrobe, staruszka jest pryskana miejscowo antybiotykiem z odrobina sterydu w spray`u. Po kazdym psikaniu jestem niemilosiernie tluczona lapa, a zaraz potem barankowana i umruczana na zalagodzenie sytuacji.
Kikuju jest dzikusem, za to swietnie dogadala sie z mlodzieza - gonitwom i zabawom nie ma konca. Mala zupelnie swobodnie porusza sie po calym domu, ale nie mam mozliwosci jej poglaskac, czy tez chocby dotknac.
Pozdrawiamy zapracowane grono. I bardzo dziekujemy za wsparcie w glosowaniu w Krakvecie.