ewar pisze:Piszcie proszę.Najlepiej jakby wypowiedzieli się ci,którzy tam byli,są,pomagają.Kolejny kotobus-świetnie,a gdzie umieścić te koty?Jaki był problem z Karolkiem? Nie pamiętacie?Chodzi mi o to,aby nie wylać dziecka z kąpielą.Co na to Agnes_czy,Wania i inni zaangażowani w akcję?
Zostało tam wszystkiego 20 kotów, może trochę więcej kotów- to w sumie niewiele, jak na schronisko... Gdyby się udało jeszcze te kilka w miarę udomowionych zabrać, a te zupełnie dzikie wysterylizować/ wykastrować, to można by, przynajmniej przejściowo, tę kociarnię w Orzechowcach zamknąć do czasu wybudowania nowej. Z tej wilgotnej, zagrzybionej piwnicy nic się nie zrobi, będzie to zawsze ciemnica i wylęgarnia chorób. Są jeszcze jakieś pokoiki dla kotów w takiej dobudówce z jakiejś sklejki czy dykty, gdzie ldeszcz sie strumieniami leje, a zimą jest w ogóle nie do użytku. Niemniej jednak dziczków nie można zabrać, bo prędzej umrą niż sie zaaklimatyzują na nowym terenie, trzeba dla nich wygospodarować jakieś niewielkie lokum.
Nie o wszystkim piszę, bo są to sprawy sądowo- prokuratorsko- stowarzyszeniowo- personalne, sama nie wiem, na ile jestem upoważniona... Ale wierzcie mi, że widać pozytywne zmiany: przede wszystkim miasto zajęło sie sprawa schroniska poważnie, nieważne, że pod presja mediów, a nie z własnej inicjatywy. Rozwiązało umowę na prowadzenie ze Stow. "Sara", szuka nowych, odpowiednich i odpowiedzialnych pracowników, planuje przebudowę, chce zaangażować architekta do opracowania funkcjonalnego projektu. Kierowniczka rzeszowskiego Kundelka służy głosem doradczym, bo ma 10 lat doświadczenia w prowadzeniu schroniska i dużą wiedzę- uczestniczyła w projektowaniu naszego Kundelka, organizowala pracę, szkoliła pracowników no i.... efekty chyba cieszą.
Ale to są zmiany radykalne i niestety nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Póki co trzeba nie dać miastu zapomnieć o obietnicach i pomagać zwierzętom przetrwać. Teraz jest trochę lepiej, bo już robi się ogrodzenie, utwardza teren, jest parę nowych boksów. Tylko trzeba tej starej obsady pilnować ciągle, bo jak im sie nie patrzy na ręce, to psy mogą utonąć w g....., nikt sie nie ruszy
Sama już myślałam o biwaku z namiotem, ale na razie za zimno, no i jest niebezpieczeństwo pożarcia przez szczury
