Zosik

. Obudziłaś w tym zwierzaku wolę do życia i zgodę na to, żeby żyć.
A my mieliśmy dzisiaj przemiłą rozmowę adopcyjną. Napisałam już do Majorki, która Kokosem wirtualnie zajmuje się od wielu miesięcy (Majorko, dzięki, dzięki, dzięki!) i chciałabym się też podzielić z Wami. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłą niedzielę kocurek przeniesie się do siebie

. Największe zagrożenie, które widzę dla niego, to groźba zagłaskania - myślicie, że sobie poradzi?
A tak na poważnie -

. Pierwszy raz od dawna poważnie zastanawialiśmy się z Njordem, czy będziemy w stanie go oddać - bo "taki był nasz", więc teraz nam tak tkliwie i tak trochę przez łzy, ale z poczuciem, że będzie dobrze. No i to dom dla niego jak ulał, gdzie dostanie tyle uwagi i towarzystwa, ile tylko będzie potrzebował. I tacy ludzie, którzy go pocieszą, gdy się przestraszy odkurzacza i innych Okropnie Groźnych Rzeczy

.
Tak swoją drogą - cała historia się jakoś domyka, choć ze smutnym akcentem. W maju łapaliśmy Kokosa i Poziomkę, które wypatrzyła foczka.skoczka, bo ich kocia mama, podwórkowa dziczka, zaczęła wyprowadzać je z "gniazda" i maluchy bawiły się między samochodami.
Ich kocia mama była wtedy sterylizowana i wypuszczona - to taki typowy "dziki dzik"... Akurat wczoraj dzwoniła do mnie karmicielka z tamtych okolic, żeby przekazać, że kotka zginęła pod kołami samochodu

. Tyle tylko pociechy, że trochę nabrała po zabiegu sił i ciała - i że choć parę miesięcy miała więcej "spokoju". No i że jej kociaki mają zabiezpieczoną przyszłość. Ale i tak smutno mi bardzo.