a z innej beczki-dziewczyna od Ozy... nie na żarty zakochana w Bąblu-pisze maile,chce przedstawić kicia narzeczonemu(ewent odwrotnie-niepotrzebne skreślić.) i nic ją nie zraża-ani przepuklinka ani karma-nic a nic..
I byli po Melcię całkiem mili Państweo.
zadzwonili o Chmurkę-dla ich suczki Cziłała czy jakoś tak..
Brzmieli sensownie więc z braku Chmurki -obecnie Feli, zaproponowałam im Melcię.
Stwierdzili ze za godzinę będą ..
Przyjechali,przestraszyli mi kicię buciorami(obcymi krokami),poznanie z suczką wypadło prawie bez emoscji oprócz tego że suczka natychmiast sie zlała na srodek pokoju

(jakby kuwety obok nie widziała-brudaska

)
Państwo chcieli kota już,ale ostudziłam ich zapał-bo i Tż musi się z kicią pożegnać i Bianka i Chatte także zaakceptowac państwa,przynajmniej słownie muszą...umówiłam się z Państwem na że odwioze im Melcię jutro o 13-tej,przy okazji załatwiając wizytę przedadopcyjną.
Państwo przy okazji uznali za niezbędne pochwalić mi się jaki to ogromny wielomilionowy majątek i gdzie posiadają-tak jakby mnie to w ogóle w najmniejszym stopniu mogło interesować przy okazji adopcji kota

-ale niech tam-słuchałam i grzecznie kiwałam głowa-w sensie z zyczliwym zrozumieniem-jak mi się wydawało.
Państwo pojechali po czym po godzinie zadzwonili ze jednak widzą ze JA nie chce im kota oddac, że robię "ceregiele", ze jak im się od pierwszej chwili coś nie układa to oni z tego rezygnuja..
wysłuchałam i wytłumaczyłam ze kot to nie wazon ani nawet nie doniczka

,ze zwłoka 1 dnia w dodatku bardzo szczegółowo przeze mnie uzasadniona, nie jest chyba niczym dziwnym,że chęć skonsultowania mojej decyzji z mężem i z koleżankami które powierzyły mi kota też nie jest niczym zdrożnym chyba

...
zastanawiam się-...jednak jestem chyba zbieraczką

...
a mój maż skwitował ze "szczęśliwi tacy co im sie zawsze wszystko w zyciu od pierwszaj chwili tak układa jak tylko chcą..."
.. tylko czy to mozliwe...
tak więc Melcia wciąz szuka...tego najlepszego....który wyrwie ją ze szponów zbieraczki
