MalgWroclaw pisze:Ciekawe, w jaki sposób Zelda oznajmi Ci swoją decyzję

Nie kpię, ciekawa jestem, na jakich przesłankach się oprzesz.
Wiem,że nie kpisz. A ja tez poważnie to pisałam.Dużo myślałam na ich temat.Zaznaczam,że jeszcze do końca nie wiem co zrobie.
Teo nadaje sie już do adopcji. Da sobie raczej rade pod warunkiem,ze nie będzie jedynym kotem. I powinien iść szybko zanim do nas na dobre przylgnie. Jest odwazny,ciekawski,przebojowy i otwarty.Towarzysz musi umieć dotrzymac mu kroku.Lubi ludzi,pieszczoty i ich towarzystwo.Nie boi sie obcych.
Zelda bardzo powoli otwiera sie.Tak jak pisałam,jeden krok do przodu dwa w tył. Ona musi poczekać.Jest płochliwa,kłótliwa i zamknięta w sobie. Ze zdrowiem tez różnie bywa.Stroni na ogół od kotów a przede wszystkim od ludzi.To,ze nie lubi brania na ręce to mnie nie martwi. Ale potrafi zaatakowac i pazurem. Zestresowany i skrzywdzony kot.
Rodzeństwo na dzień dzisiejszy wcale sobą sie nie interesuje.Wcale nie zabiega o swoje towarzystwo.Rzadko bywaja chwile kiedy sa razem.Jak sie zastanowić to było ich mniej niz palce jednej ręki.Jedną jedyną uchwyciłam.Bo spali i zdążyłam po aparat.
Ogłaszam ich razem i jak taki dom sie trafi to pójdą. Nawet w tej chwili.
Ale rozważam takze opcję odzielnej adopcji.
Waham sie ciągle i bacznie obserwuję. Nie chcę sie spieszyć i ich dodatkowo skrzywdzić. Wiem,ze niektórym może to nie pasowac i oburzyć. Ale to jest naprawdę przemyślana (choć nie ostateczna) decyzja. Ciągle czekam na znak od Zeldy,że brat jest jej bliski.I odwrotnie. To co pisał były dom o ich miłości jest już daleką przeszłością.Pani to zniszczyła swoim krokiem.Mam wrażenie,że ostatecznie jej się to udało.Choć modlę sie by było inaczej.
Z drugiej strony boję sie na chwile obecną, ich wspólnego pójścia do domu. Teo jest żywiołowy ,a Zeldzie to przeszkadza. Mam wrażenie,ze on ją tłamsi i straszy.Jak ma mozliwośc to gryzie ją do krwi.Atakuje ja brutalnie gdy sie nudzi i nie ma z kim poszaleć. On chce się bawic jak kot z kotem. A ona delikatna i przestraszona jeszcze.Bardzo płacze wtedy.Boi sie i ucieka na małych nóżkach.Musimy wkraczać.Rzadko się to zdarza, bo Teo ma towarzystwo. Mam wrażenie,ze nawet żadne by nie zauważyło zniknięcia drugiego. Gdzie te sławetne ,opisane przez dom poszukiwania siebie jak tylko znikną soebie z oczu? U mnie tego nie było.Nigdy. Podzielili sie i zamkneli w swoim nieszczęsciu jak tylko przyszli do mnie.
Teo wyszedł z kokonu. Zelda cały czas w nim tkwi. Nie wiem,czy Zeldzie nie zakocony dom,spokojny i z własną Dużą nie przyniósł by ukojenia.
Prosze o nie ciosanie gromów na mą głowę. Kto mnie zna wie,ze nie podejmuję decyzji pochopnie. Wiecie,że to nie sa łatwe.Jest się panem szczęścia i nieszczęścia bliskich istot. Mam mętlik w głowie i sercu.
I ogromną,wielką złosc do byłego domu i świata za to co się z tymi kotami stało.Co z nimi uczyniono. zabito ich uczucia, skrzywdzono bezpowrotnie.Mam tez żal do siebie.