Monia to długo może trwać.

Moja wredna jędza od ponad dwóch miesięcy warczy na Sonika i Sabika. Na szczęscie chłopaki coraz mniej zwracają na to uwagę
Mam nadzieję, że psiutek dostarczy jej rozrywki
Alez dziś miałam dziwne doświadczenie. dla mniej odpornych na moje wynurzenia napiszę w skrócie, że wyadoptowały się 2 maluńkie kićki z ostatniej interwencji oraz kicia z serii "black&white" (opisane na str 32) Mam nadzieję, że tym razem na stałe
Rano zadzwoniłam do pani opiekunki "blac& white" coby umówić się na przekazanie jej białaska.Umówiłyśmy i pani pochawliła się, że dziewczynie, która już 3 tydzień urabiałam przyjechała po swoją czarnulkę (tj to nie było tak, ze dziewczyna nie chciała przyjechać-to jej mąż tak się przywiązał do maleńtasów, że odwlekał ile mógł

ale dziewczyna na szczęście poczekała)
Potem zadzwonił gość ze sklepu zoologicznego na rogu Pałacowej i Warszawskiej (wisiało tam nasze ogłoszenie), że są tam 2 dziewczyny chętne na 2 kotki. I to anglojęzyczne. Pogadałam z nim-jakoś tak dziwnie rozmawiał-nie chciał np żebym zawiozła kicie do dziewczyn do domu tylko do sklepu. Dla świętego spokoju umówiłam się w sklepie. Przez co szkolenie wzięło w łeb - na szczęście mam wyrozumiałego kolegę, który zawsze chętnie zarobi jakiś pieniążek
Dziewczyny faktycznie przyszły, a ja pojawiłam się bez maluchów bo:
a) nie wyrobiłam się
b)nie chciałam ich bez potrzeby ciągać gdyby dziewczyny jednak nie przyszły
spytałam ich co zrobią z kotkiem jak będą musiały pojechać do domu na ferie (dziewczyny są ze Szwecji, studiują u nas medycynę)
One powiedziały, że pan ze sklepu obiecał kotki przetrzymać

Przetarłam oczy ze zdumienia i pytam tego goscia, czy dziewczyny dobrze go zrozumiały. A on do mnie z twarzą że to nie moja sprawa
To tłumaczę mu spokojnie, że kotki sa z interwencji i nie chcę by trafiły na ulicę. A on na to, że nie powinnam się interesować i jak mi sie nie podoba to on im zaraz innego kota znajdzie. Wtrącił się mój miły mąż tłumacząc spokojnie, że wcale nie o to chodzi, ze kota nie chcemy oddać, tylko chcemy znaleźć jak najlepszy dom. To gość się wydarł i wywalił go ze sklepu. Musiałam mieć bardzo dziwną minę bo gość zaczął mnie traktować jak powietrze i usiłował przekonać dziewczyny, żeby zostały i poczekały aż im znajdzie kota. Na szczęście dziewczyny fajne i opuściliśmy sklep z nami, choć pewnie niewiele rozumiały
Pogadlaiśmy na górze, pojechaliśmy do Justine po maluchy. Potem, do weta - na zastrzyk jednego z maleńtasów i przegląd drugiego. Potem, żeby nie kupować u pana (było wprawdzie najbliżej, ale jakoś nie miałam ochoty tam wracać)dzielny mąż mój zaproponował wyprawę do Carrefoura-jedna dziewczyna została w domu z kiciami a druga pojechała po potrzebne rzeczy.
wszystko zajęło lekko licząc ze 3 godziny -mam nadzieję, że skoro dziewczyny były w stanie poświęcic sporo czasu i kupic te wszystkie rzeczy to nie odstawią mi jutro maleńtasków. Na wakacje zabiorą kicie ze sobą, na ferie prawdopodobnie zatrudnią znajomych - na pana ze sklepu raczej bym nie liczyła
Mam nadzieję, że będzie ok.
Ale musze przyznać, że byłam zszokowana zachowaniem właściciela sklepu i zupełnie nie rozumiem o co gościowi chodziło. Może on chciał jakąś kasę za te koty pobrać? Bo był wyraźnie zły, że ich nie przywiozłam.
No i jakby nie patrzeć - wyrzucił za drzwi inspektora TOZ
Macie jakieś doświadczenia z tym sklepem ostatnio?