Kolejne pięć dni na antybiotyku, ale jest ogromna poprawa. Pani stwierdziła, że to już ostatnia dawka raczej. Udało się bestię osluchac w końcu.. nie mruczał O_o Może dlatego, żeśmy go z zaskoczenia wzięły, bardzo energicznie i bez zbędnych pieszczot. Nie zdążył włączyć motorka.
W niedzielę druga dawka odrobaczania, to wszystko powinno go już wyprowadzić na prostą.
Po powrocie nie zaniosłam Herbatnika do lązienki, tylko postawiłam otwarty kontener w pokoju.. oczywiście wojn a nerwów byla, że hoho.. Herbatnik w połowie wystający z pudła, Troja przed nim.. i wycia... Raz jedno, raz drugie.. I tak przez kilka minut. W końcu Herbatnik wylazł do końca, celem udania się do łazienki samodzielnie, Troja troszkę go pogoniła, ale do starcia w sumie nie doszło (za to wyładowała się na mojej nodze wracając

)
W ogóle od czasu, kiedy pan kot jest u nas, Troja zrobiła się tak cudownym i kochanym stworzeniem.. skończyly się kłopoty z agresją, które na szczęście i tak już coraz rzadziej się zdarzały. Na kolanach siedzialaby u mnie non stop... Myslalam, ze mam kota miziaka.. Cóż, teraz mam miziaka do potęgi...Ale nie narzekam

To bardzo miłe, jak pokrzywiona od siedzenia przed kompem pełznę do wyrka, i natychmiast mam okłąd z gorącego kota na kark/plecy/nerki i inne dostępne płaskie kawałki, na których można się rozłożyć
