A z kociakiem z Placu Wolności było tak:
Dowiedziałam się o im w piątek w samo południe - że płakał, pod samochodami, że pieszy patrol Straży Miejskiej wraz z przechodniami próbowali złapać, że przyjechał wyspecjalizowany Animal Patrol i że „takich kotów się nie łapie”.
Ponieważ tak się składa, że „kocio” znam osobę zgłaszającą, z igły wideł nie robi, ruszyć się z pracy nie mogłam - napisałam na FB. Włączyło się kilka osób, szukali kociaka - ale szansa jego zlokalizowania i złapania została stracona - gdzieś się przemieścił. Wcześniej Animal Patrol go zlokalizował (chyba) obejrzał (chyba) - bo chyba ot tak sobie nie stwierdził, że „takich się nie lapie”?
W sobotę - znaczy zdecydowanie przed 8-mą telefon - kociak znów się drze na Palcu Wolności pod samochodami, dzwonić po Anim al. Patrol nie ma sensu, masz klatke-łapkę? Mam. No to podjedź, może go złapiesz.
Podjechałam, pokazano mi, pod jakim samochodem siedzi - może nie tyle pod, a gdzieś w środku, faktycznie, miauczał. Niedaleko stała mizeczka z mlekiem i trochę puszki - ludzie kociaka nie zostawili samego sobie. Ustawiłam łapkę - z małą nadzieją - to w końcu centrum miasta, tramwaje, przechodnie, generalnie hałas i ruch, ale próbować trzeba.

Ponieważ od głodzony był Trafo - czekało go badanie krwi - umówiłam się z Ewą_mrau, że po wizji podwiaduktowej zmieni mnie przy pilnowaniu łapki, potem zobaczymy. Głodna se siedzę, w końcu poszłam do cukierni po bułeczkę z jagodami, doprosiłam się kawki - pyszne było, i pani - za chcę łapania kota - odmówiła przyjęcia pieniędzy - dzięki wielkie.
No więc zjadłam bułeczkę, czekam na kawkę - przy klatce oczywiście, do niebieskiego samochodu podchodzą właściciele, jakaś mieszkanka mówi, ze kociak całą noc płakał. Może być w silniki, z właścicielką samochodu i tą panią stajemy blisko maski, pan ostrożnie i powoli otwiera - kociak leży w środku - złapał go, ale gdyby chciał uciec, zdążyłby.
Z maluszkiem w ręce poszłam na tę kawę, bo emocje mnie osłabiły, mało się nie popłakałam ze szczęścia, że go mam. Jakby mi kotów brakowało….

*

*

Piłam tę kawkę słuchając opowiadań o próbach złapania maluszka - bo wiadomości od razu poszła o okolicy, i mimo wczesnej pory kilka osób przyszło go zobaczyć.
Mały, brudny (vide moja kiecka), zasmarkany, chudy - na pewno nie dziki.

Co więcej? Chyba pytanie do Animal Patrol - jakie koty łapiecie, Panowie i Panie?
Oswojonych chorych nie, więc jakie?
Podziwiam umiejętność ocenienia dzikości i stanu zdrowia kota wizualnie z odległości kilku metrów. A może po glosie - widzieliście go w ogóle?
Bo z moich doświadczeń wynika, ze jeśli kot jest brudny - to na ogół też chory. Jeśli ma brudno wokół noska - to ma gila, czyli koci katar.
Jeśli chory - to niezależnie czy oswojony, czy dziki - należy po pomóc, leczyć albo zabrać i uśpić, by nie roznosił zarazy po dzikiej populacji - jeśli argument humanitarny - uśpić, żeby się nie męczył - to za mało.
Dla niezorientowanych - nieleczony koci katar to ropienie i pękanie gałek ocznych, nadżerki w buzi i w nosie - i jedno i drugie boli, kot traci węch (nadżerki w nosie), nie może jeść, bo buzia boli, i albo umiera z głodu, albo bezradny (ślepnie albo pękają mu gałki oczne) staje się ofiarą np. psów. I na pewno nie „poradzi sobie sam”.
Cóż - Patrolowi Animal życzę chyba - zdrowia?