» Sob paź 24, 2009 12:51
Re: zaginęła bura kotka - Mazury
Bardzo dziękuję wszystkim za wsparcie i dobre słowa. To Wy pomogliście mi ją odnaleźć, podtrzymując mnie na duchu, dzięki Wam uwierzyłam, że wróci do mnie i nie ustawałam w poszukiwaniu. Kicia jest w bardzo złym stanie. Kiedy ją przyniosłam do domu, wydawało mi się, ze nie jest tak źle: Trochę zjadła i prawie cały czas tuliła się do mnie i spała, chodziła normalnie, bez problemów. Następnego dnia okazało się, że kuleje na tylną łapkę a wieczorem przestała jeść. Rano pojechaliśmy z nią do pobliskich Wydmin, do lekarza. Dostała zastrzyki na wzmocnienie, antybiotyk i przeciwbólowy. Powiedział, że powinny pomóc, ale jeśli coś niepokojącego będzie się działo, to mamy przyjechać jutro. Na razie piła tylko wodę i śpi koło mnie. Jutro, po południu wracamy do Warszawy, trochę boję się podróży, bo Kicia cały czas w samochodzie się denerwuje.
JAK SIĘ ZNALAZŁA
W czwartek koło 9 wyszłam z psem na spacer i jak zwykle ją nawoływałam. Kiedy przechodziłam koło bagienka (to taka podmokła działka gminna z rowem melioracyjnym, pełna chaszczy, pokrzyw, chmielu, krzaków, drzew i zamieszkana głównie przez ptaki i jeże i na dodatek zaśmiecona szkłem, puszkami, drutem kolczastym i innymi szpargałami) usłyszałam miauczenie. Poszłam w tamtym kierunku, nawołując ją. Nie mogłam wejść do środka, bo oprócz dwumetrowych pokrzyw, wszędzie rósł chmiel i nie pozwalał wejść w głąb. Kicia miauczała, ale bała się wyjść. Pomyślałam, że boi się hałasu robionego przez Pirata, więc zaprowadziłam go do domu a zabrałam ze sobą kawałki kiełbasy. Wołałam ją znowu, ale długo się nie odzywała. W końcu odezwała się w takim miejscu, do którego mogłam się dostać. Ukucnęłam i znowu ją wołałam, przez moment nawet zobaczyłam burego kota w zaroślach, ale kiedy się podniosłam, żeby podejść bliżej, uciekła i przestała się odzywać. Zostawiłam jedzenie w okolicy i wróciłam do domu po klatkę pułapkę, jaką od tygodnia rozstawiałam w najbliższej okolicy bez efektu (łapały się wyłącznie miejscowe koty, większość po kilka razy). Ustawiłam klatkę w pobliżu miejsca, gdzie ją widziałam a sama usiadłam na stołeczku i znowu ją nawoływałam, ale bez efektu. Zmarzłam i wróciłam do domu trochę się rozgrzać. Wróciłam, położyłam w kilku miejscach kiełbasę, usiadłam i znowu wołam bez efektu. Dopiero po dłuższym czasie usłyszałam miauczenie zupełnie z innej strony. Już nie wstawałam, tylko wołałam i czekałam. W końcu się pokazała, znalazła kawałek kiełbasy, próbowała zjeść ją na miejscu, ale znowu uciekła zjeść ją gdzieś dalej. Po kilkunastu minutach znowu ją zobaczyłam i wołałam ją z kawałkiem kiełbasy w ręku. Przyszła do mnie i usiadła na kolanach a ja zaczęłam ją głaskać i tulić. Kiedy dałam jej kawałek kiełbasy, znowu uciekła z nią w krzaki. Po paru minutach wróciła do mnie na kolana i wtedy przytuliłam ją mocno i zabrałam do domu. Cała operacja trwała od 9 rano do 4 po południu. W domu zjadła trochę swojej ulubionej karmy z saszetki i parę kawałków piersi z kurczaka. Kupę i siku zrobiła dopiero następnego dnia po południu. Niestety później dostała rozwolnienia. Koło bagienka przechodziłam i wołałam ją kilka razy dziennie podczas pobytu na wsi. Nie rozumiem dlaczego wcześniej nie odpowiadała. Musiała tam być cały czas bo widziano ją kilka razy na polu, na mojej działce albo w pobliżu starego niemieckigo cmentarza. Te okolice, to stała trasa mojego spaceru z psem. Do żadnego gospodartwa nie poszła, chyba bała się ludzi i miejscowych psów. Nie mam zielonego pojęcia czym się żywiła, bo na wsi jedzenia się nie wyrzuca do śmieci, tak jak w mieście. W miejscu, w którym zobaczyłam po raz pierwszy znalazłam resztki martwego jeża, czyli same kolce ze skórą. Schudła strasznie. Ważyła około 6 kg a teraz pewnie nie więcej niż kilogram. Napiszę jeszcze z domu jak zniosła podróż i odnalazła się na starych śmieciach. W przyszłym tygodniu zamieszczę na fotoforum nowe zdjęcia Kici.
Jeszcze raz wszystkim Wam dziękuję.